Polski złoty coraz słabszy. We wtorek wieczorem za euro trzeba już było zapłacić nawet 4,65 zł, za dolara ponad 3,57 zł, a za franka szwajcarskiego blisko 3,12 zł. Po raz pierwszy od dawna brytyjski funt przekroczył granicę 5 złotych. Analitycy zastanawiają się, kiedy tyle trzeba będzie płacić za euro.
Rajd złotego w dół rozpoczął się o godzinie 10 i cały czas przybierał na sile. Henryk Sułek, diler walutowy z Millennium Banku uważa, że na osłabianie się naszej waluty mogło wpłynąć dodatkowo rozliczenie opcji walutowych na ustalonych przez NBP kursach o godzinie 11. - O godzinie 11.00 był fixing NBP, rozliczanie opcji. To prawdopodobnie spowodowało tak gwałtowne ruchy, ewentualne zlecenie kupna waluty. Bank zagraniczny, który miał interes w osłabieniu złotego, zaczął agresywnie kupować euro – wyjaśnia Henryk Sułek Od tego czasu złoty głównie tracił, z małą przerwą w godzinach popołudniowych. W sumie do końca dnia euro zdrożało z 4,45 do 4,62 zł, frank z 2,98 do prawie 3,12 zł, a dolar z 3,47 do 3,57 zł.
Inwestorzy plecami do Wschodu
Eksperci dodają też, że na osłabienia się naszej waluty ma wpływ czynnik globalny, czyli niechęć światowych inwestorów do ryzyka. Dlatego los złotego podzielają inne waluty naszego regionu. Uwagę zwraca węgierski forint, który przebił psychologiczna granicę i osłabił się do rekordowych 300,37 za euro. Czeska korona z osłabiła się o 0,6 proc. do 28,445 za euro, najniższego poziomu od lipca 2007.
- Na rynki ma wpływ m.in. osłabienie się rosyjskiego rubla i nacjonalizacja banków w Kazachstanie. Waluty słabną z powodu negatywnych informacji z regionu - mówi Nigel Rendell, starszy strateg ds. rynków wschodzących w RBC Capital Markets w Londynie.
- Kiedy patrzymy na środkowo-wschodnią Europę, inwestorzy widzą problemy z deficytem na rachunkach obrotów bieżących, z systemem bankowym i gwałtownie spowalniającym wzrostem gospodarczym, nawet recesją w niektórych krajach. Wszystko idzie w jednym kierunku i dalsze osłabienie walut wydaje się niemal nieuniknione - dodaje.
Jak daleko jeszcze do dna?
Co będzie dalej? Z punktu widzenia analizy technicznej, którą posługują się handlujący na rynku walutowym, sytuacja wygląda fatalnie. Złoty nie ma w zasadzie żadnego silniejszego wsparcia, a więc może spadać dalej. Warunek zmiany tej tendencji jest jeden - poprawa klimatu inwestycyjnego na całym świecie.
- Od tygodni niezmiennie warunkiem trwalszego wzmocnienia polskiej waluty, nie rozstrzygając o tym, czy będzie ono miał charakter trwałej zmiany trendu, czy też jedynie silnej korekty, jest poprawa klimatu inwestycyjnego na rynkach finansowych. Gdyby przyjąć, że taka poprawa będzie efektem dyskontowania pewnego ożywienia gospodarczego na świecie w II połowie roku, to proces ten równie dobrze może rozpocząć się jeszcze w tym tygodniu, jak i na wiosnę - napisał Marcin R. Kiepas na stronach xtb.pl.
Euro po 5 zł?
A jeśli na świecie poprawa koniunktury nie nastąpi, giełdy nadal będą dołować, a rynki wschodzące postrzegane będą jako bardziej ryzykowne, to do jakiego poziomu złoty może spadać?
- Takim poziomem jest dopiero 4,96 z początku 2004 roku i choć obecnie jest to ciągle odległy cel, przedłużanie się złych nastrojów i ewentualne nowe minima również na giełdach zachodnich mogą uczynić go realnym - uważa Przemysław Kwiecień.
Źródło: TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu