Kto chce wywołać piątkowe spadki kursów spółek na WIG20? - zastanawiają się inwestorzy. Na rynku aż huczy od plotek. Najczęściej powtarza się teza, że inwestorem, który gra na spadki J.P. Morgan, ten sam bank, który doprowadził do wzrostu notowań na "fixingu cudów" pod koniec listopada - podaje "Parkiet".
Jedna z instytucji zagranicznych miała w poniedziałek w portfelu niemal 40 proc. wszystkich otwartych pozycji na rynku kontraktów na WIG20, które wygasają w najbliższy piątek, 19 grudnia.
Co ciekawe, były to krótkie pozycje. Komisja Nadzoru Finansowego zareagowała błyskawicznie ostrzegając, że anonimowy inwestor może próbować zarobić, wywołując gwałtowny spadek notowań akcji dużych spółek w ostatniej godzinie piątkowych notowań - czytamy w "Parkiecie".
- To jest sytuacja bez precedensu - komentują na łamach gazety szefowie domów maklerskich. Po raz pierwszy KNF podała strukturę rynku terminowego, ostrzegła także przed przeceną.
- Sugerowanie określonych scenariuszy może wywoływać określone zachowania inwestorów - dodają brokerzy.
Mówi się o J.P. Morgan
KNF tłumaczy: - Jesteśmy zdania, że taka informacja przyda się inwestorom. Takiej koncentracji otwartych pozycji w jednych rękach jeszcze nie było. Jest jeszcze czas na przemyślenie strategii - wyjaśnia rzecznik Komisji Łukasz Dajnowicz.
W odpowiedzi GPW zakomunikowała, że "jest przygotowana do zastosowania odpowiednich środków łagodzących lub nawet eliminujących ewentualne ryzyko".
Podejrzenia uczestników rynku kierują się ku temu, że krótkie pozycje na kontraktach mógł zająć bank J.P. Morgan, który pod koniec listopada doprowadził do wzrostu notowań na "fixingu cudów". Bank kupił koszyk akcji podczas sesji 12 listopada. Spekuluje się, że mógłby na przykład teraz wywołać wielką lawinę podaży akcji sprzedając je ze stratą. Czy to nie absurd? Oczywiście, że nie, bo krociowe zyski tego typu inwestor zrealizowałby na kontraktach terminowych, gdyby WIG 20 spadł odpowiednio nisko.
Ostatnio główny indeks WIG20 wzrastał. W poniedziałek zamknął się na poziomie 1850 pkt. Krótkie pozycje zajmowane były natomiast na poziomie około 1650 pkt. Gdyby tajemniczy inwestor chciał faktycznie wstrząsnąć rynkiem, indeks musiałby zanurkować o ponad 11 proc.
Źródło: Parkiet
Źródło zdjęcia głównego: TVN24