Prezes Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni Lech Wędrzyński zdradził w TVN24, że listy jakie wysłał do katarskiego inwestora stoczni, wzbudziły zainteresowanie Katarczyków: - I po jednym i po drugim liście były zapytania i prośby o wyjaśnienia - przyznał Wędrzyński. Według SSOS część majątku Stoczni Szczecińskiej Nowa ma wady prawne, którymi powinna zająć się prokuratura.
Rząd do północy czeka na prawie 400 mln zł za stocznie Gdynia i Szczecin, które na początku lipca kupił Stichting Particulier Fonds Greenrights - podmiot powołany przez katarski fundusz Qinvest do przeprowadzenia transakcji. Majątkiem stoczni ma zarządzać już zarejestrowana w sądzie spółka Polskie Stocznie. Jednak tuż przed terminem zapłaty, który upływał 21 lipca, inwestor poprosił o przesunięcie go na 17 sierpnia, gdyż chce jeszcze raz przejrzeć dokumenty zakładów.
Powodem miał być list, jaki otrzymał od Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni, który napisał, że Stocznia Szczecin została przejęta przez polski rząd bezprawnie i przez wiele lat była pralnią brudnych pieniędzy. Zdaniem wielu obserwatorów i mediów, fakt, że pieniędzy nie ma do tej pory może świadczyć o tym, że Katarczycy się wycofali. Czy miały na to wpływ listy Stowarzyszenia?
"Szczecin nie powinien być sprzedany"
Lech Wędrzyński, prezes Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni przyznał w TVN24, że pod dwóch listach, które w sumie wysłał do Kataru, inwestor prosił go o szczegóły jego zarzutów. - I po jednym i po drugim liście były zapytania i prośby o wyjaśnienia - mówił w TVN24 Wędrzyński. Według niego, w sprawie Stoczni Gdańsk nie powinno być wątpliwości, ale cały czas podtrzymuje, że pewne części majątku Stoczni Szczecińskiej Nowa mają poważne wady prawne, którymi powinna zająć się prokuratura.
"Stocznia Szczecińska Nowa powstała z majątku spółki Stocznia Szczecińska Porta Holding SA, przejętego w sposób bezprawny/przestępczy (...). Toczą się w tej sprawie liczne postępowania sądowe przed polskimi sądami. (...) Istnieją powody, by przypuszczać, że Stocznia Szczecińska Nowa SA stała się w latach 2003-2009 działającą na wielką skalę pralnią brudnych pieniędzy, jako że budowane wówczas statki były sprzedawane po cenie zaniżonej o 30-50 proc. (...), podczas gdy kwotę rządowej pomocy udzielonej stoczni w tamtym okresie szacuje się na ponad milion euro. Znakomita część tej pomocy mogła trafić do osób prywatnych" - napisało w swoim liście SSOS.
O co chodzi?
Stowarzyszenie reprezentuje około 1600 udziałowców spółki Stocznia Szczecińska Porta Holding, która upadła w 2002 roku, a na jej majątku powstała SSN. Zawiązało się w ubiegłym roku.
Kłopoty Stoczni Szczecińskiej zaczęły się jesienią 2001 roku.Zakład należący do grupy Porta Holding, kontrolowanej przez prywatne osoby (z reguły członków zarządu), zaangażował się w nierentowne kontrakty na budowę chemikaliowców i przegrywał z konkurentami z Europy i Azji, wzmacnianymi dotacjami państwa. W listopadzie Szczecinowi zabrakło pieniędzy na wypłaty, a wiosną 2002 roku wstrzymano produkcję. Do maja próbowano załatwić stoczni kredyty, ale żaden bank nie chciał go udzielić.
17 maja 2002 roku rada nadzorcza odwołała zarząd spółki, a nowy został wskazany przez ministra skarbu państwa. Miesiąc później nowy zarząd wystąpił do sądu z wnioskiem o upadłość, choć nie musiał, bo toczyło się postępowanie układowe z wierzycielami. W Polsce taki proces trwa zwykle latami.
29 lipca 2002 roku Sąd Rejonowy w Szczecinie ogłosił jednak upadłość Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA. Na jej miejsce powstała Stocznia Szczecińska Nowa Sp. z o.o. całkowicie kontrolowana przez Agencję Rozwoju Przemysłu, czyli skarb państwa. "Nowa" kupiła tanio od syndyka majątek upadłej stoczni, przejęła jej kontrakty i część pracowników.
Długi pozostały "za burtą". Ale mimo poprawiającej się koniunktury nie potrafiła zarabiać i nadal generowała straty. SSOS ma zastrzeżenia właśnie do sposobu upaństwowienia zakładu i sposobu zarządzania nim po lipcu 2002 roku.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24