W nocy ze środy na czwartek strefa euro kupiła sobie trochę czasu i spokoju. Aby potrwał on trochę dużej Stary Kontynent spogląda w stronę Chin, które mają nie tylko wirtualne, ale i realne pieniądze. Jedno pytanie pozostaje jednak wciąż bez odpowiedzi: Jaki rachunek wystawi Pekin za swoją pomoc?
O to żeby Europa była atrakcyjnym, pewnym i bezpiecznym pod względem finansowym miejscem, walczono na szczycie liderów państw strefy euro. Tu toczył się spór o to, kto ma uratować Grecję - niemieccy podatnicy utrzymujący unijny budżet, czy francuskie banki pożyczające pieniądze upadającemu krajowi i liczące, że i tak pożyczki z procentem spłaci Unia Europejska.
- Cały świat patrzył na nasze spotkanie, wszyscy czekali na odpowiedź czy znajdziemy sposób na to jak walczyć z kryzysem, pokazaliśmy Europejczykom, że potrafimy wyciągać wnioski i nazywać rzeczy po imieniu - mówiła po szczycie w stolicy Belgii kanclerz Niemiec Angela Merkel. - Podjęliśmy ekstremalnie ważne decyzje w gronie 17 państw strefy euro. Złożoność tych spraw, a także fakt, że wszyscy musieliśmy je zaakceptować sprawiły, że to była wyjątkowo długa noc - dodawał prezydent Francji Nicolas Sarkozy.
Małe porządki na własnym podwórku..
Po tej nocy wszyscy wyglądali na umiarkowanie zadowolonych, choć obyło się bez większych spięć, choćby takich jak kilka dni wcześniej, kiedy - według nieoficjalnych informacji - Sarkozy miał poprosić premiera Wielkiej Brytanii, "by się zamknął, bo jego kraj nie jest w strefie euro". Taka atmosfera przed szczytem wróżyła nienajlepiej ale po premier Grecji mógł odetchnąć. - To sukces całej Europy ale i każdego Greka, bez wysiłku naszych obywateli Grecja zbankrutowałaby już w maju - mówił szef greckiego rządu Jeorios Papandreu,
Widmo bankructwa oddalić mają ustalenia podjęte podczas szczytu. Grecki dług zmniejszy się o 100 mld euro, z obecnych 350. Wszystko dzięki temu, że pożyczające Grecji banki zgodziły się stracić połowę tego co pożyczyły po to, żeby za niecałe 10 lat dług publiczny Grecji wynosił 120 proc. PKB, a nie ponad 160, jak dziś. Fundusz ratunkowy wzrośnie z obecnych 440 mld euro do biliona po to, by ratować kolejne kraje przed ewentualnym bankructwem.
... i ostateczny ratunek zza Wielkiego Muru
Niewykluczone jednak, że dziś to Pekin jest przyszłością Europy. Nie przez przypadek w piątek, dzień po szczycie eurolandu, jeden z najważniejszych unijnych decydentów odwiedził Pekin i potwierdził, że Chińczycy są zainteresowani obligacjami europejskiego funduszu stabilizacji finansowej.
Chińskie rezerwy walutowe rosną z miesiąca na miesiąc. Oznacza to, że istnieje potrzeba inwestowania. Moje doświadczenia z chińskimi władzami dowodzą, że są one zainteresowane atrakcyjnymi, pewnymi i bezpiecznymi możliwościami inwestycji - mówił dziennikarzom Klaus Regling, szef Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej.
Szacuje się, że Chiny, w których kierunku spogląda Europa, mają ponad trzy biliony dolarów rezerwy walutowej.
- To też jest ważny element, ale nawet gdyby nie chodziło o Chiny, tylko o Brazylię, która jest demokratycznym krajem, to uważam, że byłby to także problem. Nie jest to rozwiązanie, które jest dobre w dłuższym okresie czasowym. Powinniśmy naprawdę rozwiązać i naprawić te słabości instytucjonalne, które mamy w Europie - mówił o pomocy chińskiej polski minister finansów Jacek Rostowski.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24