Polska wraca do łask zachodnich inwestorów. Na naszą korzyść działają: kryzys, tani złoty, koniec wzrostu pensji. I utrata wiarygodności Ukrainy - pisze "Puls Biznesu".
Kryzys zachęca do przenoszenia produkcji do Polski - zwłaszcza firmy, które już mają w naszym kraju fabryki i mogą łatwo dodać nowe linie produkcyjne.
- W ostatnich dwóch tygodniach miałem spotkania w czterech firmach z różnych branż: kosmetycznej, plastikowej, komponentów dla AGD i RTV oraz komputerowej. Wszystkie mają już w Polsce fabryki. Ich przedstawiciele powiedzieli mi, że bardzo szybko może pojawić się druga fala tzw. delokalizacji (przenosin - red.) produkcji do Polski - mówi Piotr Wielgomas, prezes firmy doradztwa personalnego Bigram.
- Faktycznie zauważamy taki trend. W ramach konsolidacji produkcji firmy przenoszą ją z Europy Zachodniej do Polski - przyznaje Paweł Stelmaszczyk, wiceprezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych.
W Polsce taniej
- W ubiegłym roku różnica w kosztach produkcji w Polsce i Europie Zachodniej wynosiła w zależności od sektora 30-40 proc. Ale trwała hossa i łatwo było tę różnicę zniwelować większym obrotem. Natomiast przenoszenie produkcji wiązało się z potężnymi problemami logistycznymi i trudnymi rozmowami ze związkami zawodowymi. Dziś, gdy popyt spadł, opłaca się przenieść produkcję dla tych 30-40 proc. oszczędności - uważa Piotr Wielgomas.
Płace ciągle niższe
- W ubiegłym roku prognozowano, że za 3-5 lat różnice w wynagrodzeniach między Polską a krajami Europy Zachodniej w pewnych dziedzinach mogą się wyrównać. Dziś wiadomo, że ten proces nie nastąpi tak szybko - twierdzi szef Bigramu.
Konkurencja odpada
Ponadto odpadł nam silny konkurent - Ukraina, która nie zapewnia tak ważnej dla inwestorów stabilności politycznej i gospodarczej.
- Polska znów jest atrakcyjną lokalizacją ze względu na osłabienie złotego - dodaje Marcin Kaszuba z Ernst Young.
- Na pewno moment jest dobry, by zachęcać firmy do rozważenia tej opcji. Do gry o inwestorów mogą wrócić miasta i miejscowości, które wypadły z niej ze względu na wysokie pensje lub ceny wynajmu biur - mówi Sebastian Mikosz, dyrektor w Deloitte.
Źródło: Puls Biznesu
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu