Zwolnienia górników, hutników i stoczniowców kosztowały budżet od 1998 roku około 5,5 mld zł. A to jeszcze nie koniec. Dziś związkowcy ze stoczniowej „Solidarności” spotkają się z ministrem Michałem Bonim. Będą się domagać – jak dotychczas – by program zwolnień monitorowanych trwał, a stoczniowcom, którzy z niego skorzystali, przywrócono prawo do zasiłku - pisze "Rzeczpospolita".
Do tej pory 9 tys. zwalnianych z pracy stoczniowców dostało od państwa ok. 371 mln zł w ramach odpraw. Szkolenia i doradztwo zawodowe dla nich kosztowały 120 mln zł, a potrwają jeszcze do czerwca.
Kwotowo nie jest to najwyższa rządowa pomoc, jaką dostały objęte masowymi zwolnieniami grupy zawodowe. Najkosztowniejsze były jak dotąd zwolnienia w górnictwie. W ramach programu reformy górnictwa węgla kamiennego w Polsce w latach 1998–2002, którym objęto 100 tys. górników, na odprawy dla ok. 37 tys. osób wydano z budżetu 4,5 mld zł.
Górnicy, hutnicy, kto następny?
Przeciętne jednorazowe odprawy pobierane przez górników wynosiły 44–55 tys. zł. Stoczniowe wypadają na tym tle nie najgorzej – zwalniani dostali 20–64 tys. zł w zależności od stażu pracy, najmniejsze kwoty przyznano zatrudnionym krócej niż pięć lat.
Porównywalną ze stoczniowcami kwotę pomocy – wliczając w to wydatki szkoleniowe – przyznano hutnikom – ok. 0,5 mld zł, głównie w ramach programu restrukturyzacji hutnictwa żelaza i stali w Polsce w 1998 roku, a także hutniczego pakietu aktywizującego z 2006 roku.
Odprawy dla hutników były o jedną czwartą niższe niż w górnictwie, a same warunki pomocy też mniej korzystne. Odchodzący pracownicy nie mieli np. prawa do urlopów. W zamian skrócono okres uprawniający ich do uzyskania świadczeń przedemerytalnych. Łącznie w latach 1999–2001 z hut odeszło ok. 47 tys. osób.
Górnicy i hutnicy zobowiązywali się też, że nie wrócą do kopalń i hut. Stoczniowcy nie musieli składać takich deklaracji. Teraz traktują to jako podstawę do dalszych pertraktacji z rządem.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24