We Francji i Niemczech rosną obawy przed napływem od 1 stycznia 2014 roku imigrantów z Rumunii i Bułgarii. Podobne nastroje panowały, gdy nadchodził czas otwarcia rynku pracy dla Polaków. Wtedy jednak obawy się nie sprawdziły. Czy tak będzie i tym razem?
1 stycznia 2014 roku Austria, Belgia, Francja, Niemcy, Luksemburg, Malta, Holandia, Hiszpania i Wielka Brytania muszą znieść wszystkie ograniczenia na swoich rynkach pracy obowiązujące obywateli Rumunii i Bułgarii.
Brytyjczycy, obawiając się fali imigrantów, zaostrzyli prawo do przyznawania im zasiłków. Od Nowego Roku przybywający obywatele Unii Europejskiej będą musieli odczekać trzy miesiące, zanim będzie im wolno ubiegać się o zasiłek dla bezrobotnych.
Resort zdrowia postanowił zaś w poniedziałek, że imigranci i turyści spoza UE od 2014 roku będą płacić od 20-100 funtów za poradę lekarską w pogotowiu, niezależnie od kosztów leczenia.
Przed negatywnymi skutkami napływu imigrantów przestrzegł premier David Cameron twierdząc, że "wielkim błędem" było pełne otwarcie granic dla Polaków i obywateli innych krajów przyjętych do Unii dziewięć lat temu.
Będzie jak z Polakami?
Obawy Brytyjczyków podziela część Niemców i Francuzów, którzy mówią o "turystyce socjalnej" Rumunów i Bułgarów, polegającej na wyłudzaniu zasiłków i wzroście bezrobocia w zachodnioeuropejskich krajach.
Tymczasem eksperci uspokajają, tłumacząc, że imigranci są potrzebni zachodnim gospodarkom. Przypominają w tym miejscu o Polakach, którzy, wbrew ówczesnym opiniom, nie zasilili grupy bezrobotnych w Niemczech czy Francji, a wręcz przeciwnie - dzięki swej sumienności stali się pożądanymi pracownikami.
Francuskie i niemieckie media od dawna spekulują na temat liczby bułgarskich i rumuńskich obywateli, mających zalać rynki pracy tych państw. Spodziewają się, że do ich krajów przyjadą setki tysięcy Bułgarów i Rumunów.
Pieniądze potrzebne, ale nie na zasiłki
W umowie koalicyjne socjaldemokratyczna SPD przeforsowała zapis pozwalający na zachowanie podwójnego obywatelstwa urodzonym w Niemczech imigrantom spoza UE. Dotychczas osoby takie po uzyskaniu pełnoletności musiały wybierać pomiędzy obywatelstwem kraju rodziców a paszportem niemieckim. Obiecano zwiększyć środki na pomoc dla imigrantów. - To jednak za mało - powiedziała w wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Birgit Zoerner z urzędu miejskiego w Dortmundzie. Jest ona jednocześnie członkinią Niemieckiego Związku Miast i grupy roboczej ds. ubóstwa i imigracji z Europy Wschodniej. Jej zdaniem powinien powstać specjalny fundusz pomocowy dla miast, gdzie osiedlą się imigranci. Od kilku tygodni Dortmund, Duisburg, Mannheim, Hamburg, Monachium i Frankfurt nad Menem odnotowują stały wzrost liczby przybyszów z Europy Wschodniej. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca do Berlina przybyło ok. 20 tys. Rumunów i Bułgarów.
Prezes zarządu Stowarzyszenia Miast i Gmin Gerd Landsberg alarmuje, że niektóre gminy już teraz nie radzą sobie z napływem imigrantów. - Osoby z Europy Wschodniej, które przybyły do nas w nadziei na lepsze życie z racji braku pomocy ze strony samorządów pozostają bez środków do życia - przyznaje Landsberg.
Nie będzie "turystyki socjalnej"?
Burmistrz Norymbergi Ulrich Maly stwierdził, że błędem jest mówić o "turystyce socjalnej" Rumunów i Bułgarów, którzy mieliby osiedlać się w Niemczech tylko po to, aby otrzymywać zasiłki. Skrytykował też "apokaliptyczne wizje" części polityków mówiących o fali imigrantów. Ich obaw nie podzielają także eksperci.
Andreas Pott, z Instytutu Badań Migracyjnych i Studiów Międzykulturowych (IMIS) Uniwersytetu Osnabrück twierdzi, że napływ imigrantów będzie mieć pozytywny wpływ na niemiecką gospodarkę. - Zmiany demograficzne i starzenie się społeczeństwa sprawiają, że migracja staje się konieczna - powiedział. Państwowy Instytut Badawczy Federalnej Agencji Pracy szacuje, że liczba Rumunów i Bułgarów w Niemczech może wzrosnąć do nawet 550 tys. z 370 tys. dzisiaj.
Francja kontra imigranci
Jak pisze "Le Parisien", we Francji nowi imigranci z Europy Wschodniej są postrzegani głównie jako zagrożenie dla francuskich miejsc pracy i źródło przestępczości. Dyskusja w tej sprawie nawiązuje do przyszłorocznych wyborów lokalnych i europejskich. Zarówno konserwatyści, jaki socjaliści zaostrzyli swoje stanowiska w nadziei na odebranie elektoratu ultraprawicowemu i antyimigracyjnemu Frontowi Narodowemu.
Konserwatyści z UMP już teraz nawołują do zniesienia prawa do obywatelstwa dla dzieci imigrantów urodzonych w tym kraju oraz zniesienia bezpłatnej opieki medycznej dla nielegalnych imigrantów. Z kolei socjaldemokratyczny minister spraw wewnętrznych Manuel Valls obiecał "przeanalizować prawo do azylu".
Francuzi nie pamiętają o, jak się okazało nieuzasadnionych, lękach sprzed kilku lat dotyczących napływu Polaków. Ucieleśnieniem tych lęków stał się "polski hydraulik" mający zabrać miejsca pracy francuskim robotnikom.
Bułgaria też się boi
Tymczasem w samej Bułgarii rosną obawy, że z kraju wyjadą wykwalifikowani pracownicy. Szef Stowarzyszenia Pracodawców Wasyl Welew uważa, że ludzie z zawodowym doświadczeniem zostaną szybko wchłonięci przez nowe rynki pracy, zwłaszcza przez Niemcy, gdzie płace są kilkakrotnie wyższe niż w Bułgarii.
Nie wiadomo jednak, ile osób wyjedzie po zniesieniu tych ograniczeń z kraju, z którego w ostatnich 23 latach wyemigrowało ponad milion ludzi. Według danych Bułgarskiego Związku Lekarzy z 600 absolwentów Akademii Medycznej, którzy ukończyli studia w ostatnim roku, 400 opuściło kraj natychmiast po otrzymaniu dyplomu.
Autor: rf/klim/ / Źródło: Le Parisien, Deutsche Welle, Frankfurter Allgemeine Zeitung, PAP,