- Nie uważam, że trzeba łupić bogatych, żeby dzielić się z biednymi. Ale w czasach kryzysu trzeba szukać różnych alternatyw, żeby łatać dziury w budżecie – tak Zbigniew Chlebowski tłumaczył się z pomysłu podniesienia składki emerytalnej dla najlepiej zarabiających.
Platforma Obywatelska chce sięgnąć do kieszeni najbogatszych Polaków, którzy mają płacić wyższe składki na emeryturę – pisze w piątek "Gazeta Wyborcza". Obecnie przestają je odprowadzać, gdy ich zarobki przekroczą w danym roku 95 tys. 790 zł.
Dotyczy to tych, którzy zarabiają powyżej 8 tys. zł miesięcznie. Ale na przykład prezes banku BPH Józef Wancer przestaje opłacać składki już po niespełna tygodniu (pięć dni pracy prezesa kosztuje 109 tysięcy), a prezes Pekao Jan Krzysztof Bielecki musi przepracować jedynie kilka dni dłużej (zarabia ponad 86 tys. zł na tydzień).
W sumie osób, które płaciłyby wyższe składki jest w Polsce około 300 tys. - wylicza "Gazeta".
W kryzysie trzeba szukać rożnych źródeł latania dziur w budżecie, a rząd musi rozpatrywać różne warianty, nawet te, które nie wejdą w życie. (...) Wszyscy się zrzucimy na nowy budżet. Wszystkie grupy społeczne solidarnie mają pomagać w walce z kryzysem. Zbigniew Chlebowski, PO
"To na razie tylko pomysł"
Autorem pomysłu jest Zbigniew Chlebowski. Jak zapewniał w TVN24, na razie jest to tylko projekt, bo "podwyższenie składek jest absolutną ostatecznością". - W kryzysie trzeba szukać rożnych źródeł latania dziur w budżecie, a rząd musi rozpatrywać różne warianty, nawet te, które nie wejdą w życie. Ale najpierw chcemy redukować wydatki, zwiększyć wpływy z prywatyzacji, lepiej wykorzystywać fundusze unijne – wyliczył.
Chlebowski zapewniał, że PO nie chce jednak łatać dziur w budżecie drenując kieszenie najbogatszych. Jednocześnie – jak dodał – zamierza chronić najbiedniejszych i najsłabszych. Jak zamierza połączyć te wydawałoby się przeciwstawne cele? - Wszyscy się zrzucimy na nowy budżet. Wszystkie grupy społeczne solidarnie mają pomagać w walce z kryzysem – uważa szef klubu PO.
Nie pierwszy raz
Jak przypomina "Gazeta", już raz się zdarzyło, że rząd w kryzysie ratował się pieniędzmi emerytów. W 1993 roku za rządu Hanny Suchockiej parlament obniżył tzw. kwotę bazową, od której je naliczano, ze 100 do 91 proc. Dla 5,3 mln emerytów i rencistów oznaczało to stratę kilkudziesięciu złotych miesięcznie.
Trybunał Konstytucyjny stwierdził później, że ta decyzja była niezgodna z konstytucją.
Źródło: TVN24, "Gazeta Wyborcza", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, PAP/Jacek Turczyk