Chmura pyłu nad Europą mocno bije w interesy biur podróży. Część z nich zaczyna już liczyć straty. - Spółka TUI Travel - w skali globalnej - ponosi dziennie ok. 6-7 mln funtów strat. Nie dzielimy ich na poszczególne kraje - powiedział dyrektor marketingu polskiego oddziału firmy Piotr Haładus.
Wiceprezes polskiego Rainbow Tours Remigiusz Talarek szacuje, że straty biura wyniosły dotychczas ok. 100 tys. zł i kwota ta może wzrosnąć. - Mam nadzieję, że do końca tygodnia problem się skończy. Jeśli tak nie będzie, to rozważymy inne możliwości, np. dowożenie turystów autokarami - powiedział.
Talarek poinformował, że Rainbow Tours już przywiózł do Polski autokarami klientów, którzy. wracając np. z Chin czy RPA zdołali wylądować na tych lotniskach europejskich, które przyjmowały samoloty. Teraz biuro stara się organizować powrót turystów przede wszystkim z Egiptu i Kuby. - Pokrywamy wszystkie koszty przedłużonego pobytu turystów za granicą. Na razie nie myślimy o żądaniu od nich choćby częściowego zwrotu tych wydatków. Nie rozważamy też podnoszenia cen, by wyrównać poniesione straty. Mogłoby to doprowadzić do spadku sprzedaży, a to byłoby niepożądane - powiedział Talarek.
Miliony strat
- W związku z zamknięciem przestrzeni powietrznej nad Europą, spółka TUI Travel - w skali globalnej - ponosi dziennie ok. 6-7 mln funtów strat. Nie dzielimy ich na poszczególne kraje - powiedział dyrektor marketingu TUI Poland Piotr Haładus. Zaznaczył, że TUI Polska ma obecnie za granicą ok. 300 turystów, głównie w Egipcie i na Wyspach Kanaryjskich. Koncern TUI to niemiecka spółka akcyjna, z operatorami turystycznymi w 18 krajach.
Haładus zaznaczył, że jeżeli trudności w komunikacji lotniczej potrwają dłużej, to firma rozważy możliwość sprowadzania polskich turystów własną flotą lotniczą na obrzeża Europy, a następnie dowożenie ich do naszego kraju autokarami. Podkreślił, że TUI nie zamierza w przyszłości żądać od klientów zwrotu kosztów, na razie nie myśli też o podwyższaniu marży na swoje usługi, żeby odrobić obecne straty.
Czekają z liczeniem
Orbis Travel na razie nie szacuje strat. - Najważniejsi są dla nas klienci, którzy musieli dłużej zostać za granicą. Teraz przede wszystkim staramy się organizować im przedłużony pobyt w takim samym standardzie, na jaki wykupili wycieczkę. O zwracaniu kosztów przez turystów nie myślimy - powiedziała Stanisława Cieślak z Orbis Travel.
O stratach nie chce też na razie mówić Magda Plutecka-Dydoń z biura podróży Neckermann. - Będziemy je szacować dopiero wtedy, gdy skończy się problem z chmurą pyłu wulkanicznego i zamknięciem przestrzeni powietrznej nad Europą. Nie myślimy też o żądaniu zwrotu kosztów od turystów ani o podnoszeniu marży dla tych, którzy będą kupować zagraniczne wycieczki w najbliższych miesiącach - wyjaśniła.
Wiceprezes ds. sprzedaży i marketingu biura podróży ITAKA Piotr Henicz powiedział, że firma policzy straty, "gdy będzie już wiadomo, że sytuacja wróciła do normy". - Teraz myślimy przede wszystkim o tym, by zapewnić klientom odpowiednie warunki pobytu tam, skąd z powodu odwołania lotów nie udało im się wrócić. Są to działania logistyczne, wobec których straty finansowe są w tej chwili drugorzędne - dodał. Zaznaczył, że biuro na razie nie rozważało kwestii żądania rekompensaty części strat od klientów.
Pył
Od czwartku Polska Agencja Żeglugi Powietrznej podejmuje na zmianę decyzje o zamykaniu i częściowym otwieraniu polskiego nieba. Powodem są pyły wydobywające się z wulkanu na Islandii, które zanieczyściły atmosferę nad Europą i mogą zagrażać bezpieczeństwu ruchu lotniczego.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu