Atak terrorystów na WTC i Pentagon zaskoczył amerykańskie wojsko. Informacja o kolejnym porwanym samolocie zmierzającym w kierunku Waszyngtonu wywołała natychmiastową reakcję. Myśliwce otrzymały rozkaz przechwycenia Boeinga. Miały za wszelką cenę go zniszczyć. Nie było jednak czasu na uzbrojenie samolotów. Padł rozkaz: taranować.
Pierwszą falę ataku Al-Kaidy stanowiły trzy samoloty, które uderzyły w WTC i Pentagon. Terroryści planowali jednak, że równocześnie zaatakują jeszcze czwartym samolotem, który wbije się w Biały Dom lub Kapitol. Lot United Airlines nr. 93, wystartował jednak z opóźnieniem.
Kamikadze XXI wieku
Dzięki spóźnieniu Boeinga 757, zaalarmowane pierwszymi atakami amerykańskie wojsko miało możliwość podjęcia desperackiej próby obrony. Gdy ustalono, że lot nr. 93 został porwany i kieruje się w kierunku Waszyngtonu, natychmiast zdecydowano zatrzymać samolot-pocisk za wszelką cenę.
W wielkiej bazie lotniczej Andrews niedaleko Waszyngtonu rozkaz startu alarmowego otrzymała para myśliwców F-16. Jednym z ich pilotów była porucznik Heather Penney. Gdy padł rozkaz startu, już stała z swoim dowódcą na pasie startowym z ręką na przepustnicy F-16. Dwa myśliwce były pierwszymi maszynami USAF, które wystartowały tego ranka.
Penney i jej dowódca mieli prosty rozkaz: Przechwycić porwany samolot i za wszelką cenę go zatrzymać. Oznaczało to zestrzelenie Boeinga 757. Nie było to jednak proste. W wielkim pośpiechu i chaosie panującym tego ranka, nie było czasu uzbroić F-16. Myśliwce normalnie z łatwością zestrzeliłyby powolny samolot pasażerski. 11 września oba F-16 nie miały ani jednej rakiety, ani pocisku do działka. - Nie mieliśmy go zestrzelić. Mieliśmy go taranować - mówi Penney. - Byłam pilotem kamikaze - dodaje.
Dramatyczne chwile
Ostatecznie myśliwce nie musiały wykonać dramatycznego rozkazu zniszczenia samolotu pełnego ludzi. Pasażerowie lotu 93 sami podjęli walkę z porywaczami, w wyniku której Boeing spadł na pole w Pensylwanii, z dala od Waszyngtonu. F-16 nie zdążyły go przechwycić. Penney i jej dowódca pozostali w powietrzu przez kilka kolejnych godzin. Eskortowali między innymi Air Force One z prezydentem G.W.Bushem na pokładzie, który wracał z Florydy.
Pilotka wspomina 11 września 2001 roku jako najbardziej dramatyczne chwile w swojej karierze. Przez następne lata wykonała setki misji nad Irakiem i spędziła w powietrzu tysiące godzin. Jednak jak mówi, nic nie równa się z szaleńczym startem w misję, która miała się zakończyć taranowaniem Boeinga 757.
Źródło: Washington Post
Źródło zdjęcia głównego: USAF