- Boeing Malaysian Airlines zboczył z pierwotnego kursu i skręcił na Zachód, ponieważ zostało to zaprogramowane w komputerze pokładowym – pisze "The New York Times", powołując się na amerykańskich urzędników. Taka zmiana wymaga jednak zaawansowanej wiedzy. - Jeśli przyjęlibyśmy ewentualność, że ten samolot został porwany, to rzeczywiście ludzie, którzy to robili musieli znać dokładnie wyposażenie takiego samolotu - mówił na antenie TVN24 kontroler ruchu lotniczego Janusz Janiszewski.
Według "The New York Times", samolot Malaysian Airlines wykonał skręt na zachód i zboczył z ustalonego kursu Kuala Lumpur-Pekin, bo tak został przeprogramowany komputer w kokpicie. Jak podaje gazeta, taka zmiana wymaga zaawansowanej wiedzy na temat samolotu - jest to trudniejsze niż np. manualne sterowanie maszyną.
Samoloty pasażerskie zazwyczaj latają po świecie po ustalonych trasach, z których każda identyfikowana jest za pomocą kodu. Kody wprowadzane są do komputera pokładowego, dzięki czemu maszyna na autopilocie "wie", dokąd lecieć. Piloci mogą jednak oczywiście zmienić trasę i wpisać inny kod, np. by ominąć złą pogodę.
Coraz więcej pytań
"The New York Times" sugeruje, że ktoś na pokładzie zmienił kod w komputerze, nie wiadomo jednak, czy stało się to jeszcze przed startem, czy już po.
Skręt na zachód miał nastąpić już po tym, gdy boeing zniknął z cywilnych radarów (8 marca o godz. 1.21). Ostatnia pozycja zarejestrowana przez radar wojskowy pokazuje, że samolot odbił na zachód (godz. 02.15). Ostatnia znana lokalizacja pokazuje, że był nad cieśniną Malakka, podczas gdy jego trasa powinna wieść nad Morzem Południowochińskim.
W rozmowie z TVN24 kontroler ruchu lotniczego Janusz Janiszewski podkreślał, że zniknięcie samolotu z radarów zdarza się bardzo rzadko. - Najczęściej są to przyczyny techniczne: nagła degradacja urządzeń nawigacyjnych czy pokładowych takiego samolotu. Tutaj jest coraz więcej pytań, domysłów niż suchych faktów - powiedział.
Wyjaśnił, że gdyby urządzenia lokacyjne wyłączono, samolot przestałby być całkowicie widoczny na radarach wtórnych - czyli używanych przez służby cywilne. Nadal mógłby być jeszcze widoczny na urządzeniach pierwotnych, czyli używanych przez wojsko.
"Im dalej od lądu, tym radar bardziej ograniczony"
Janiszewski przyznał, że samolot mógł lecieć na wysokości, na której nie byłby widziany przez radary lotnicze, np. na zaledwie 150 metrach.
- Trzeba pamiętać, że lot się odbywał nad akwenem, gdzie zasięg radarów jest ograniczony z tego względu, że radary są umiejscawiane na lądzie - tłumaczył.
Im dalej samolot znajduje się od lądu i im niżej wykonuje lot, tym większe prawdopodobieństwo, że radar nie będzie go po prostu widział - kontynuował.
"Musieli znać samolot"
Jednak zdaniem kontrolera, do momentu, kiedy nie odnajdziemy jakiegokolwiek śladu samolotu czy urządzeń, które nagrywają parametry lotu i działania pilotów w kokpicie, trudno będzie powiedzieć, czy urządzenia wyłączono celowo, czy doszło do awarii.
- Jeżeli przyjęlibyśmy ewentualność, że ten samolot został porwany, to rzeczywiście ludzie, którzy to robili, musieli znać dokładnie wyposażenie takiego samolotu, procedury, topografię lotniczą danego miejsca i regionu. Bo rzadko się zdarza, żeby samoloty znikały - wyliczał.
Autor: nsz/jk / Źródło: tvn24