Wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera złożył do sądu skargę na uchwalony przez radnych Warszawy plan miejscowy dla otuliny Jeziorka Czerniakowskiego. - Mamy na tym terenie konflikt interesów i to ewidentny - przekonywał podczas konferencji prasowej.
Na początku lipca, po trzech latach prac, radni uchwalili plan miejscowy dla 89 hektarów między Rezerwatem Przyrody Jeziorko Czerniakowskie a Trasą Siekierkowską. Dokument pozwala na budowę biurowców, bloków i domów jednorodzinnych na zielonych łąkach w otulinie jeziorka.
Ale Zdzisław Sipiera nabrał podejrzeń, że doszło do poważnych uchybień planistycznych i postanowił skierować sprawę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
- Popisałem skargę do sądu na plan, który jest utworzony - ogłosił we wtorek wojewoda. Jak dodał, decyzja była motywowana wieloma sygnałami od mieszkańców. - Mamy na tym terenie konflikt interesów i to ewidentny. Jest to rezerwat przyrody, a także miejsce inwestycji deweloperskich - zwracał uwagę Sipiera. Stwierdził, że "plan może być niezgodny ze studium", co z kolei może budzić wątpliwości inwestujących tam biznesmenów. - Żeby później nie było problemu, że nadzór prawny nie interweniował - przekonywał.
Trzy zastrzeżenia wojewody Sipiery
Zdzisław Sipiera ma trzy główne zastrzeżenia do planu uchwalonego przez miejskich radnych. Jak wyliczał na wtorkowej konferencji, uzasadnienie skargi liczy 26 stron. Jak poinformował wojewoda, teren starorzecza Wisły od lat jest objęty ochroną jako rezerwat przyrody i w związku z tym musi być zachowane co najmniej 60 proc. powierzchni biologicznie czynnej.
Przypomnijmy, zabudowę otuliny dopuścił wcześniej plan ochrony Jeziorka Czerniakowskiego, przygotowany w 2012 roku przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska. Plan określa, że im bliżej jeziorka, tym więcej terenów zielonych ma pozostać nienaruszonych (60 procent). Natomiast w części graniczącej z Trasą Siekierkowską, gdzie powstaną najwyższe zabudowania, plan jest nieco mniej restrykcyjny (30 procent). - Mam bardzo duże wątpliwości, czy to jest dobrze wyliczone - argumentował Zdzisław Sipiera.
Po drugie, wojewoda ma zastrzeżenia co do wytyczenia przez radnych dróg i ścieżek rowerowych. - Nie jest to określone dokładnie, są duże wątpliwości co do tego, czy jest to prawidłowe - mówił Sipiera.
W trzecim punkcie wojewoda stwierdził, że uchwalając plan, miejscy radni "przekroczyli swoje uprawnienia".
"Mamy wątpliwości, co oceniał wojewoda"
Zgodnie z przepisami wojewoda mógł w ciągu miesiąca od uchwały unieważnić decyzję radnych. Zdzisław Sipiera zdecydował się jednak, kilka dni po upływie tego terminu, na inny krok - skierowanie sprawy na drogę sądową.
- Wojewoda nie skorzystał z uprawnienia, jakim dysponuje w ramach nadzoru nad samorządem lokalnym i nie uchylił planu miejscowego. Skorzystał ze skargi do sądu, której nie możemy ocenić, bo nie znamy jej treści. Sposób, w jaki została złożona skarga, jest dla nas zaskakujący. Wojewoda złożył ją kilka dni po upływie terminu, w którym mógł plan uchylić, czego nie zrobił - przerzucił decyzję na sąd - skomentował wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski.
Jak dodał, niepokojące dla ratusza są słowa wojewody dotyczące inwestujących w teren biznesmenów. - Dzięki temu planowi otulina miała być chroniona. Firmy deweloperskie bez skrupułów w rozmowach z nami powołują się na spotkania z wojewodą - to stawia poważne wątpliwości względem prawdziwych powodów skargi, jaką złożył - stwierdził Olszewski.
Jeżeli chodzi o wątpliwości dotyczące złego wyliczenia terenu, ratusz nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Poziom 60 procent powierzchni biologicznie czynnej w otulinie rezerwatu jest w planie bezwzględnie utrzymany. Plan jest zgodny zarówno ze studium miasta, jak i z wszelkimi przepisami dotyczącymi ochrony otuliny rezerwatu Jeziorko Czerniakowskie. Wątpliwości wojewody wzbudzić miały wyliczenia powierzchni biologicznie czynnej. Mamy wątpliwości, co oceniał wojewoda, skoro o takie wyliczenia nie prosił. Pisemnie zwrócił się jedynie o przygotowanie wyliczenia wysokości i intensywności zabudowy, co nie ma nic wspólnego z powierzchnią biologicznie czynną - podsumował Olszewski.
"Ma chronić ten teren"
Jeszcze przed uchwaleniem planu przez Radę Warszawy w sieci zawrzało. Lawinę komentarzy wywołał wpis ilustratorki Zosi Dzierżanowskiej, która na Facebooku stwierdziła, że to "koniec zielonej Warszawy i walki ze zmianami klimatu". Awantura o plan zrodziła pytania, czy takie tereny powinno się w ogóle zabudowywać.
Władze miasta przekonywały, że presja deweloperska w stolicy jest na tyle duża, że uchwalanie planów miejscowych dla zielonych enklaw jest jedynym sposobem, by choć w części je ochronić. Gdy nie ma planu miejscowego, nowe inwestycje powstają na podstawie decyzji o warunkach zabudowy, a to - jak przekonywał ratusz - sprzyja chaosowi.
- To właśnie przez plany miejscowe jesteśmy w stanie w sposób zrównoważony planować i realizować zdrowe miasto. Chaotyczna zabudowa nigdy nie jest tym, co może chronić nasze zasoby zielone - mówiła podczas lipcowej konferencji prasowej Marlena Happach, szefowa Biura Architektury i Planowania Przestrzennego. Happach przekonywała też, że stworzenie w pełni funkcjonalnego osiedla dla siedmiu tysięcy mieszkańców i kilku tysięcy pracowników biurowców nie kłóci się z obietnicami ochrony przyrody.
kz/b