Kierowca autobusu, który zszokował warszawiaków rajdem przez "czerwone" skrzyżowanie, o swoim zachowaniu rozmawiać nie chce. Kamery unika również jego pracodawca, a zapowiedzi zwolnienia pirata drogowego nie brzmią już tak kategorycznie jak w poniedziałek. Na razie jest na przymusowym urlopie.
- Dla takiego zachowania nie ma usprawiedliwienia - mówił w poniedziałek wiceprezes PKS Grodzisk Mazowiecki Radosław Marek, oceniając manewry swojego pracownika. Nie pozostawiał żadnej wątpliwości, że pirat zostanie zwolniony. Do Grodziska jechaliśmy, żeby porozmawiać m.in. o tym jak wygląda selekcja pracowników i upewnić się o dalszy losy kierowcy feralnego autobusu.
Po drodze wiele się jednak zmieniło, bo przełożony wiceprezesa, prezes Zenon Marek, zabronił mu występu przed kamerą. Sam również rozmawiać nie chciał. Wyprosił nas ze swojego biura.
Z wiceprezesem zmuszeni byliśmy ponownie rozmawiać przez telefon: - Zostanie zwolniony. Kierowcy to nie są małe dzieci. Muszą ponosić odpowiedzialność za swoje czyny – podtrzymał zapowiedz Radosław Marek, wcześniej zastrzegając jednak, że "nie on tu rządzi", i że "w jego opinii" upomnienie w tej sytuacji nie wystarczy. Zapewnił równocześnie też, że kierowca autobusu linii 170 jest już na przymusowym urlopie i nie jeździ po Warszawie autobusem.
Kierowcy autobusów podzieleni
Czy dla pirata drogowego może istnieć jakieś usprawiedliwienie? Inni kierowcy autobusów, pytani o ewentualne kary za spóźnienia, odpowiadają krótko i zgodnie: - W Warszawie czegoś takiego nie ma.
W ocenie zachowania kolegi po fachu, nie są już tak jednomyślni. Niektóre opinie mogą niepokoić: - Nie miał szans zahamować. Wybrał mniejsze zło i przejechał. Gdyby zahamował narobiłby masakry w autobusie – przekonuje pan Marek kierowca MZA.
- Ten wóz waży 17 ton. To nie jest osobowy, że można bez problemu zahamować. Kto by zapłacił za wybite zęby pasażerów? – dopytuje kolejny kierowca.
Inaczej ocenia to kierowca 182 – Nic go nie tłumaczy. Chyba tylko głupota i pośpiech. Przekroczenie jest totalne. Gdybym miał taką sytuację wolę zahamować, niech ktoś się nawet przewróci w autobusie – ocenia.
Co do oceny sytuacji, wątpliwości nie ma stołeczna policja. - Widać bardzo wyraźnie, że kierujący pojazdem przejeżdża na czerwonym świetle. Dodatkowo widzimy, że doszło do przekroczenia podwójnej linii ciągłej i przejechania przez skrzyżowanie w tak zwanym "ostatnim momencie". Gdyby na miejscu byli policjanci kierowcy groziłaby grzywna od 300 do 500 zł i byłoby to 11 punktów karnych - wyliczał w rozmowie z Martą Klos, młodszy inspektor Piotr Jakubczak.
Bartosz Andrejuk Tvnwarszawa.pl, Marta Klos TVN24