Platforma Obywatelska nie chce oddać władzy na Ursynowie, gdzie radni lokalnego komitetu "Nasz Ursynów" zawarli sojusz z Prawem i Sprawiedliwością i mają większość. Takiego układu sił nie chce zaakaceptować PO i blokuje wybór nowych władz dzielnicy. - To terroryzm polityczny - uważa radny "Naszego Ursynowa" Piotr Guział.
Porażka wyborcza na Ursynowie wyjątkowo boli polityków Platformy. Ta dzielnica była do tej pory nazywana "matecznikiem PO". Wynik wyborów do rady to policzek dla Marcina Kierwińskiego – szefa ursynowskiego koła PO i jednego z najbardziej wpływowych polityków tej partii.
W miniony czwartek radni Ursynowa mieli wybrać burmistrza dzielnicy. Uniemożliwił to jednak dyrektor gabinetu Hanny Gronkiewicz -Waltz Jarosław Jóźwiak. Poinformował, że uchwała o wyborze przewodniczącego rady jest nieważna, bo nie jest zgodna ze statutem dzielnicy - obrady przerwano.
Teraz Rada Warszawy musi zdecydować, o ważności uchwały.
Kulisy awantury
O sytuacji na Ursynowie radni dyskutowali w "Miejskim Reporterze". - Chcieliśmy, aby w dzielnicy było trójporozumienie. Rozmawialiśmy zarówno z PO jak i z PiS. Nie udało się nam porozumieć z Platformą, natomiast okazało się, że podobne cele do naszych ma PiS - odsłania kulisy politycznej układanki radny Piotr Guział. – Ale wciąż wyciągamy rękę do współpracy do PO - dodaje.
- Ja jestem jak najbardziej zainteresowany, ale pamiętajmy o tym, że dzielnica jest jednostką pomocniczą gminy. I to Rada Warszawy uchwala jej budżet – skwitował radny PO Tomasz Sieradz.
Kolejna odsłona konfliktu na Ursynowie w najbliższy wtorek (07.12) – na ten dzień zwołano sesję rady dzielnicy.
ec/roody