Jeśli obraz "Smoleńsk" miał wywołać emocje, to chyba cel udało się osiągnąć. Wielkie malowidło przedstawiające przerażonych ludzi z powyrywanymi sercami odbił się szerokim echem. W niedzielę trafił do bocznej nawy.
Jeśli obraz "Smoleńsk" miał wywołać emocje, to chyba cel udało się osiągnąć. Wielkie malowidło przedstawiające przerażonych ludzi z powyrywanymi sercami odbił się szerokim echem. W niedzielę trafił do bocznej nawy.
Obraz wzbudza ciekawość tych, którzy na niedzielny spacer wybrali się w okolice klasztoru kamedułów na Bielanach. Ci, którzy do kościoła zajrzeli po południu, nie zobaczyli go jednak, bo kościół był zamknięty. A sam obraz nie stoi już w nawie głównej, lecz z boku. Z przedsionka kościoła jest właściwie niewidoczny.
"Oddaje stan duszy"
"Smoleńsk" może szokować. Ma ponad 3,5 metra wysokości i 4,5 metra szerokości. Przedstawia przerażonych ludzi z "powyrywanymi" sercami na tle płomieni i m.in. szachownicy prezydenckiego tupolewa.
Jego autorem jest Zbigniew M. Dowgiałło. 51-letni artysta jest absolwentem warszawskiej ASP. Mówi, że początkowo chciał namalować portrety osób, które zginęły w katastrofie 10 kwietnia 2010 roku. Ostatecznie jednak zdecydował się na postaci symboliczne. Tworzenie "Smoleńska" zajęło mu pół roku, a efekt końcowy, jak przekonuje, oddaje stan jego duszy.
Nagrywał reakcje ludzi
Autor chciał pokazać obraz m.in. w Muzeum Narodowym w Warszawie i Krakowie, a także w Zachęcie - wszędzie jednak spotkał się z odmowami. Odsyłali go także księża w kilku kościołach. Zgodził się wreszcie znajomy ksiądz, proboszcz najmniejszej warszawskiej parafii w Lesie Bielańskim.
Reporterka TVN24, która w Wielką Sobotę była w kościele na Bielanach powiedziała w Poranku TVN24, że autor "Smoleńska" był w świątyni i nagrywał reakcje ludzi na swoje dzieło.
Obraz będzie można oglądać do końca maja.
tvn24.pl//ktom/ola/roody