Nie wyszedł ze swojej muszli i nie przywitał z mieszkańcami Hawajów Nowego Roku. George, ostatni ślimak swojego gatunku i lokalny celebryta, zakończył życie w wieku 14 lat.
Odejście George'a, przedstawiciela gatunku Achatinella apexfulva, ślimaka, który żywił się drzewnymi grzybami, algami i bakteriami, oznacza zmniejszenie bioróżnorodności na Hawajach.
George nigdy nie mieszkał w prawdziwym lesie. Jego domem było laboratorium, gdzie stał się prawdziwą ikoną zagrożonych ślimaków hawajskich. Niestety, kiedy na terenie laboratorium doszło do wybuchu choroby, wszystkie ślimaki z gatunku Achatinella apexfulva zginęły, a George został jego ostatnim żyjącym przedstawicielem.
Nie doczekał się potomstwa
Odwiedzali go i oglądali uczniowie z pobliskich szkół. Pomimo statusu lokalnego celebryty George nie był najładniejszym ślimakiem, jakiego można było tam zobaczyć. David Sischo, koordynator programu zapobiegania wymarciu ślimaków, opisał go jako "starego i posiwiałego". Powiedział też, że George był "trochę pustelnikiem". Mimo nadziei, jakie pokładali w nim badacze, nie miał potomstwa.
Dawniej było ich wiele
Ślimaki takie jak George były dawniej wszechobecne na wyspach hawajskich. Jak mówił Sischo, Achatinella apexfulva był pierwszym gatunkiem ślimaków, o którym pisali zagraniczni naukowcy.
Pierwsza wzmianka pochodzi z 1787 roku, kiedy brytyjski kapitan George Dixon przybył na Hawaje i otrzymał leje (rodzaj ochraniaczy na nogi) wykonane z muszli przodków George'a. Wyrabianie lejów z muszli ślimaków było wtedy dość powszechną praktyką, ponieważ na drzewach wisiały ich ogromne skupiska.
W tamtym okresie istniały 752 odmiany hawajskich ślimaków lądowych. To tyle, ile łącznie istnieje w kontynentalnych Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Jak dostały się na Hawaje? Naukowcy skłaniają się ku wersji, że miliony lat temu przybyły "autostopem" przyczepione do ptaków morskich. Na miejscu w sprzyjających warunkach powstały ich różne gatunki. Nie miały tam naturalnych wrogów. W rozwoju nie przeszkodziły im nawet szczury przywiezione na wyspy przez Polinezyjczyków.
Postrachem był ślimak kanibal
Dopiero w 1955 roku na te tereny sprowadzony został ślimak kanibal (Euglandina rosea). Był to gatunek bardzo inwazyjny. Miał kontrolować rozrastającą się populację gigantycznego ślimaka afrykańskiego. Niestety nie udało się to. Skupił się bowiem na rodzimych ślimakach. A w przeciwieństwie do nich nie żywił się liśćmi czy grzybami, ale właśnie innymi ślimakami. Śledził je po śluzie i atakował.
Kiedy Michael G. Hadfield, emerytowany profesor biologii na Uniwersytecie Hawajskim, zaczął studiować hawajskie ślimaki w latach 70., był zaskoczony ich niewiarygodną różnorodnością.
Hadfield badał między innymi populację Achatinella apexfulva - gatunku, do którego należał George - mieszkającą przez lata w lesie Waianae na wyspie Oahu. Podczas badań wielokrotnie widział także ataki ślimaka kanibala. - Obserwowaliśmy tylko, jak ślimaki znikają, znikają, znikają - mówił cytowany przez Guardiana Hadfield. - Widzieliśmy, jak znikają na naszych oczach - dodał.
Próba ratunku
Na początku lat 80. Hadfield i jego koledzy zaczęli przenosić ślimaki do laboratorium. Chcieli w ten sposób zachować je w dobrym stanie. W 1997 roku trafiła tam grupa około dziesięciu przedstawicieli Achatinella apexfulva. Wśród nich byli rodzice George'a.
Pomimo smutnego losu, który spotkał George'a i jego gatunek, Sischo przekazał, że w laboratorium na Oahu ma obecnie tysiące rodzimych ślimaków. Naukowcy zaczęli też ponownie wprowadzać niektóre dorosłe osobniki do naturalnego środowiska.
Skorupa i ciało George'a zostały zachowane. Próbki trafiły do ośrodka w San Diego, gdzie jest szansa, że pewnego dnia posłużą do sklonowania ślimaka i odtworzenia gatunku.
Autor: aw/rp / Źródło: The Guardian
Źródło zdjęcia głównego: David Sischo