Właśnie kończy się rok hydrologiczny 2016, a rozpoczyna nowy, 2017. W badaniach hydrologicznych (nauce o wodzie) rok zaczyna się wraz z początkiem listopada. Wtedy wody w rzekach zazwyczaj są unormowane, a bilans stabilny. Jest to dobry okres, żeby porównać dwa odrębne lata.
Jak tłumaczy synoptyk TVN Meteo Arleta Unton-Pyziołek, rok hydrologiczny to jednostka czasu używana przez badaczy do obliczania tzw. bilansu wodnego, czyli zestawienia przychodów i rozchodów wody w środowisku naturalnym. Najważniejsze w owym bilansie są opady atmosferyczne oraz parowanie i odpływ wody.
1 listopada 2016 roku zacznie się rok hydrologiczny 2017, który potrwa do 31 października 2017 roku. Można więc powiedzieć, że 31 października to hydrologiczny "sylwester".
Dlaczego od listopada?
Rok hydrologiczny rozpoczyna się w Polsce 1 listopada. Dlaczego nie mógłby się zacząć w styczniu, tak jak kalendarzowy? Hydrolodzy i meteorolodzy tłumaczą, że listopad to czas, kiedy pojawiają się w naszym kraju pierwsze mrozy, skuwające wodę w gruncie oraz opady śniegu, stanowiące czasami zaczątek zalegającej do wiosny pokrywy śnieżnej. Zarówno lód, jak i śnieg, to sposoby retencji wody, czyli przechowania jej do wiosennych roztopów. Stąd początek roku hydrologicznego przypada na późną jesień, gdyż procesy mające wtedy miejsce, często znajdują swoje odbicie dopiero na wiosnę, w poziomie wód powierzchniowych i podziemnych. Warto też zauważyć, że w ostatnich dekadach, rzadziej niż przed wiekiem, listopad bywa mroźny i śnieżny.
Dzięki przesunięciu początku roku hydrologicznego względem kalendarzowego, nie występuje sytuacja, gdy opady z poprzedniego roku hydrologicznego mają wpływ na poziom wód w późniejszym okresie kolejnego roku hydrologicznego.
Czego życzyć hydrologom w Nowym Roku?
Z pewnością dużej sumy opadów, gdyż od lat narzekają na niedobory opadów, na ujemny bilans hydrologiczny w skali regionów, a bywa że i w kraju. Jak zauważa synoptyk TVN Meteo, w końcu XX wieku i na początku XXI wieku hydrolodzy coraz częściej zwracają uwagę na niedostatek opadów w Polsce, zarówno deszczu w lecie, jak i śniegu w zimie, stanowiącego przecież zapas wody dla ruszającej wiosną wegetacji.
Zagrażają nam susze
I chociaż to powodzie zostają na długo w pamięci z powodu spektakularnych nieraz zniszczeń, to jednak susze stanowią większe zagrożenie dla rolnictwa, sadownictwa i wielu innych gałęzi gospodarki pośrednio lub bezpośrednio zależnych od pogody. Lata "mokre" z dodatnim bilansem hydrologicznym zdarzają się raz na kilka lat, coraz częściej jednak słychać narzekania na mizerne opady latem i jesienią, tłumaczy Arleta Unton-Pyziołek.
Klimatolodzy ostrzegają, że wraz ze zmianą klimatu na cieplejszy, strefy klimatyczne na naszej półkuli ulegają przesunięciu w kierunku północnym. Jak zauważa synoptyk TVN Meteo, w Polsce wraz z coraz większym niedoborem opadów, bądź ich nierównomiernym występowaniem, możemy boleśnie doświadczyć tzw. stepowienia. To przemiana obszarów zalesionych i łąk w zbiorowiska trawiaste. A trawy to rośliny bardzo odporne na warunki klimatyczne i nie potrzebujące owadów do rozmnażania. Dziś mówimy o stepowieniu dawno już wylesionej Wielkopolski z intensywnie regulowanymi rzekami, gdzie stosunki wodne zostały mocno zaburzone. Do połowy XXI wieku więcej regionów naszego kraju może zmienić swe oblicze.
Hydrolodzy zarządzają gospodarką wodną na terenie kraju. Zobacz, co o ochronie przeciwpowodziowej w Polsce sądzi hydrolog dr Janusz Żelaziński (materiał archiwalny z maja 2014):
Autor: AD/jap / Źródło: TVN Meteo
Źródło zdjęcia głównego: public domain, pixabay