Sezon na grypę w Polsce jeszcze się nie rozpoczął. Gdy obserwujemy u siebie objawy zakażenia, bezpieczniej jest przyjąć, że to SARS-CoV-2 - zwrócił uwagę prof. Ernest Kuchar, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii. Odnosząc się do planów na temat wprowadzania kolejnych obostrzeń, wskazał, że "ograniczenia powinni być sensowne i zrozumiałe dla ludzi".
Minister zdrowia Adam Niedzielski powiedział w środę, że w związku z rosnącą liczbą zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 "naturalnym jest rozszerzenie czerwonej strefy na cały kraj". W tej chwili objętych są nią 152 powiaty, w których obowiązują najbardziej restrykcyjne ograniczenia.
Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii dr hab. Ernest Kuchar, pytany o pomysł objęcia całej Polski czerwoną strefą, przyznał, że dla powiatów, które nie kwalifikują się do takiej, a szczególnie dla przedsiębiorców w nich działających, ma to spore znaczenie. Dodał jednak, że rozumie potrzebę wysyłania jasnego i prostego komunikatu do społeczeństwa. Według eksperta, jednym z najważniejszych wskaźników jest mobilność ludzi i być może jest tak, że są wsie na wschodzie Polski, w których i tak jest ona niska i tam restrykcje nie byłyby potrzebne, ale wymagałoby to zdecydowanie bardziej pogłębionych danych. Odnosząc się do pomysłów wprowadzania restrykcji nie na poziomie powiatów, ale gmin, przypomniał, że wiele osób mieszkających poza miastami i tak dojeżdża do nich do pracy, czy wozi tam dzieci do szkół, więc byłoby to nieco sztuczne rozgraniczenie.
"Podchodzić do obowiązujących ograniczeń w sposób realny, a nie pozorowany"
- Ważne jest to, żeby podchodzić do obowiązujących ograniczeń w sposób realny, a nie pozorowany. Trudno wymyślać coraz to nowe obostrzenia, bo oczywiście w Polsce można wyhodować cytryny, ale zawsze trzeba patrzeć na to, czy dane rozwiązanie jest efektywne w zakresie kosztów - zwrócił uwagę prof. Kuchar. W jego opinii bardzo istotna jest edukacja i prewencja. Dlatego nie jest on zwolennikiem wprowadzonego zakazu działania branży fitness czy zakazu działalności basenów. Te miejsca uznał za zdecydowanie bezpieczniejsze niż bary czy restauracje, które do godziny 21 mogą działać w całej Polsce.
Ekspert dodał, że "ograniczenia powinny być sensowne i zrozumiałe dla ludzi". - Wtedy są lepiej przestrzegane. Kampania społeczna dotycząca dbania o odporność byłaby bardzo istotna. Teraz widzimy bowiem, że choroby współistniejące w przypadku zakażenia koronawirusem znacznie pogarszają rokowania. Dbanie o swoją odporność i prewencja to elementy, które kulały dużo wcześniej niż wybuchła epidemia - podkreślił.
- Bardzo szybko zapominamy, jak było na początku października. Dominowało wówczas oswojenie z koronawirusem. Większość osób traktowała go jako mało realne zagrożenie. Dlatego dziś mamy efekt braku działań. W chorobach zakaźnych jest okres wylęgania się, więc jest jeszcze za szybko, abyśmy odnotowywali w statystykach zakażeń zmianę trendu wzrostowego - wyjaśnił przewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.
Rozwój epidemii a działalność szkół
Ministerstwo zdrowia ma ogłosić w najbliższym czasie decyzję odnośnie funkcjonowania szkół podstawowych. Na razie nauka w nich odbywa się w sposób stacjonarny. Szef resortu przekazał, że w większych miastach dojdzie do przejścia na zdalny tryb nauki. - Wprowadzenie zdalnej nauki dla dzieci z klas IV-VIII wydaje się coraz sensowniejsze. W klasach I-III naukę można zorganizować tak, aby jedna klasa przypadała tylko na jednego nauczyciela. To znacznie zmniejsza mobilność wewnątrz każdej placówki. Największym zagrożeniem było bowiem to, że jeden zakażony nauczyciel w szkole, który przychodził na lekcje do różnych grup - siłą rzeczy mógł zarazić więcej osób. Pamiętajmy też, że dzieci z klas I-III wymagają stałej opieki i z nimi w domach musiałby zostać przynajmniej jeden rodzic - mówi prof. Kuchar.
"Grypy jeszcze nie ma"
Pytany o to, czy w Polsce zakażenia SARS-CoV-2 mieszają się już z grypą sezonową, prof. Kuchar podkreśla, że "grypy jeszcze nie ma". - Ona może pojawiać się w jakichś pojedynczych przypadkach, ale sezon grypowy przypada w Polsce na pierwsze miesiące roku. To jasno pokazują statystyki z lat ubiegłych. Możemy jednak zakazić się wieloma innymi wirusami. Gdy jednak mamy objawy infekcji, to bezpieczniej jest obecnie przyjąć, że to koronawirus i zostać w domu, żeby nie zarażać kolejnych osób - zaznaczył. Ekspert podkreślił, że dość typowa dla infekcji SARS-CoV-2 jest utrata węchu, ale ona następuje nie od razu, ale po kilku dniach, więc jeżeli ktoś nie został w domu z wcześniejszymi objawami zakażenia, to mógł narazić na nie inne osoby na przykład w swoim miejscu pracy.
Autor: ps/dd / Źródło: PAP, tvn24.pl