Choć wielu by chciało, żeby fundusz inwestycyjny, jaki zaproponował szef KE Jean-Claude Juncker, wsparł określone branże czy słabsze regiony w UE, jego model działania będzie zupełnie inny. A zanim przyjdzie do wydawania pieniędzy, najpierw trzeba je zebrać.
W tej chwili bowiem Europejski Fundusz Inwestycji Strategicznych (EFIS), bo tak oficjalnie nazywać się będzie główny filar wartego 315 mld euro planu Junckera, istnieje jedynie na papierze. Komisja Europejska w ekspresowym tempie opracowała projekt aktów prawnych potrzebnych do jego powołania, jednak minie jeszcze kilka miesięcy, zanim państwom członkowskim i Parlamentowi Europejskiemu uda się zakończyć nad nimi prace.
Zbieranie funduszy
KE, która sama dysponuje bardzo ograniczonym wkładem do Funduszu (wraz z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym ma to być w sumie 21 mld euro), chce, by dołożyły się do niego państwa członkowskie. W przedstawionych w tym tygodniu szczegółowych rozwiązaniach zaproponowała tym stolicom, które zdecydują się na wpłatę, miejsca w zarządzie EFIS.
Aby na udział w funduszu mogły sobie również pozwolić te kraje, które mają napiętą sytuację budżetową, KE obiecała, że nie będzie brała pod uwagę wkładów w EFIS przy ocenie dyscypliny finansowej państw członkowskich.
Stolice jednak na razie nie palą się do deklarowania wpłat, obawiając się, że nie uda się im odzyskać środków w postaci inwestycji na projekty na swoim podwórku. W imieniu Polski minister finansów Mateusz Szczurek obiecał dołożyć się do EFIS, jednak nie chcemy tego robić sami.
Przyciąganie inwestorów
Nawet jeśli państwa członkowskie zdecydują się na wpłaty, to podstawą funduszu mają być środki prywatne. Inwestorów mają przyciągnąć odpowiednie, czyli opłacalne, projekty. Państwa członkowskie mogą oczywiście zgłaszać swoje propozycje, które w ich ocenie powinny być zrealizowane, ale o tym, na co pójdą pieniądze, zdecyduje złożony z ekspertów komitet inwestycyjny EFIS.
Decyzje inwestycyjne, co wielokrotnie powtarzali przedstawiciele KE, nie będą podejmowane według żadnych kwot geograficznych lub sektorów. Środki mają być skierowane głównie na inwestycje strategiczne, m.in. sieci szerokopasmowe i energetyczne, a także mniejsze przedsiębiorstwa zatrudniające poniżej 3 tys. pracowników.
Czy będzie się opłacało?
Co najważniejsze, projekty muszą być ekonomicznie opłacalne, bo ostatecznie prywatni inwestorzy będą oczekiwali zwrotu włożonych w nie środków. "Samo pozyskanie dodatkowych środków finansowych na inwestycje nie wystarczy. Finansowanie musi zasilić rentowne projekty, przynoszące prawdziwą wartość dodaną dla gospodarki europejskiej" - wyjaśnia w swoich materiałach Komisja.
Zwracał na to uwagę również szef Rady Europejskiej Donald Tusk, zapytany w tym tygodniu w Parlamencie Europejskim, czy w ramach planu Junckera nie można by wesprzeć polskiego górnictwa.
- Nie ma w tej chwili żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o dziedziny, o części gospodarki, w które będziemy inwestować pieniądze zgromadzone na tym funduszu, ale od samego początku zakładaliśmy, że kryteria, na podstawie których będą udzielane kredyty czy gwarancje z tego funduszu, nie mogą być kryteriami politycznymi, tylko biznesowymi – mówił we wtorek w Strasburgu.
Co z Polską?
Polska, mimo braku ustalonych geograficznych kwot na inwestycje z EFIS, ma jednak podstawy, by optymistycznie patrzeć na możliwości pozyskania środków z funduszu. Już teraz jesteśmy bowiem szóstym największym beneficjentem pożyczek z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, a to właśnie na jego strukturach (modelu działania i kadrze) ma się opierać EFIS.
Zresztą nasza gospodarka, zależna w dużej mierze od kondycji gospodarek państw strefy euro, zyskałaby też na poprawiającej się sytuacji w Europie Zachodniej. Eksperci KE wskazują, że to właśnie niski poziom inwestycji spowodował niestabilne ożywienie gospodarcze w wychodzącej z kryzysu UE, a w szczególności w strefie euro.
Gdy unijne PKB i konsumpcja w 2014 r. były porównywalne do poziomu z przedkryzysowego 2007 r., inwestycje znajdowały się 15 proc. niżej. Za 75 proc. tego spadku, który wynosi ogółem około 430 mld euro, odpowiadają Francja, Wielka Brytania, Grecja, Włochy i Hiszpania. Eksperci Komisji wskazują, że UE powinna była zainwestować w latach 2012–13 dodatkowe 540 mld euro, aby utrzymać tempo inwestycji na tym samym poziomie co w USA.
315 mld euro, które w ciągu trzech lat ma pomóc wygenerować fundusz, nie będzie - jak mówił Juncker - czarodziejską różdżką. Jednak zachęcenie inwestorów do działania, jeśli się uda, może przynieść pozytywne efekty dla gospodarki całej UE.
Autor: /gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Komisja Europejska