Brytyjska Izba Gmin przegłosowała, w nocy z poniedziałku na wtorek, ustawę o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, która według założeń ma zapewnić stabilność regulacyjną po opuszczeniu Wspólnoty.
Do głosowania doszło tuż po północy czasu londyńskiego po wielogodzinnej debacie parlamentarnej, która odbywała się w czwartek i poniedziałek, a w której głos zabrało 107 posłów.
Głosowanie
Za przyjęciem rządowego projektu zagłosowało 326 posłów (głównie Partii Konserwatywnej i wspierającej rząd północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistycznej), a przeciw opowiedziało się 290 deputowanych z opozycyjnych Partii Pracy, Szkockiej Partii Narodowej i Liberalnych Demokratów. Podobnie jak przy poprzednich kluczowych głosowaniach, część posłów laburzystów wyłamało się z dyscypliny partyjnej nakazującej głosowanie przeciwko ustawie.
Wyjście z Unii Europejskiej
Nowa ustawa ma za zadanie uchylić tę o wejściu Wielkiej Brytanii do Unii Europejskiej z 1972 roku, która wprowadziła zasadę pierwszeństwa prawa wspólnotowego, jednocześnie przenosząc istniejące przepisy obowiązujące we Wspólnocie do brytyjskiego prawa. Będą one następnie konsekwentnie analizowane i zmieniane przez odpowiednie ministerstwa w celu dopasowania ich do nowej sytuacji po brexicie. Wśród najbardziej kontrowersyjnych zapisów jest nadanie ministrom ograniczonego czasowo prawa do wprowadzania technicznych zmian w przepisach za pomocą prawa wtórnego - np. rozporządzeń - w celu dostosowania ich do sytuacji po opuszczeniu UE. To rozwiązanie - nazywane "klauzulą Henryka VIII" - pozwoliłoby na wprowadzanie zmian w prawie bez pełnej kontroli posłów nad tym procesem. Poseł Partii Pracy Stephen Kinnock ocenił, że ten projekt "chce pozbawić parlament jego suwerennej władzy, tworząc gabinet króli i przekształcając Izbę Gmin z bijącego serca naszej demokracji w punkt widokowy; zmieniając nas jako twórców prawa w gapiów, kompletnie zależnych od dobrej woli ministrów".
Przewrót stanu?
Jak dodał, ustawa w proponowanym brzmieniu "nie realizuje woli narodu, a ogranicza naszą demokrację (...), to cichy zamach stanu, ukryty jako techniczna konieczność". W poniedziałek rano minister ds. wyjścia z Unii Europejskiej David Davis przekonywał jednak, że "głos przeciwko tej ustawie jest głosem za chaotycznym wyjściem z Unii Europejskiej", a "Brytyjczycy nie zagłosowali za zamieszaniem i parlament także nie powinien". - Zapewnienie pewności i stabilności w procesie naszego wyjścia (z UE) jest priorytetem. Firmy i osoby prywatne potrzebują zapewnienia, że nie dojdzie do niespodziewanej zmiany w naszych przepisach po dniu opuszczenia Wspólnoty i to jest dokładnie to, co ta ustawa realizuje - tłumaczył.
Potrzebne doprecyzowanie
Jednocześnie apelował "do posłów ze wszystkich części Wielkiej Brytanii, aby zjednoczyli się w poparciu tej kluczowej legislacji, która pozwoli nam na wyjście z Unii Europejskiej w spokoju ducha i poczuciu, że jesteśmy gotowi na pierwszy dzień po tym, jak to się stanie". Wielu posłów udzielających swojego poparcia dla projektu na etapie drugiego czytania zapowiadało jednak, że oczekuje od rządu zmian, które doprecyzują brzmienie ustawy i ograniczą prerogatywy przyznawane ministrom. Brytyjska Izba Gmin przegłosowała w nocy z poniedziałku na wtorek drugie czytanie ustawy o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, która według założeń ma zapewnić stabilność regulacyjną po opuszczeniu Wspólnoty. Trzecie czytanie ustawy i etap pracy w komisji są zaplanowane na październik; wtedy posłowie będą mogli także wprowadzać swoje poprawki.
Nocne głosowania
W poniedziałek dziennik "The Times" poinformował, że posłowie Partii Konserwatywnej zostali poinstruowani, aby zrezygnować ze wszystkich planów wyjazdów zagranicznych pomiędzy poniedziałkiem a czwartkiem (dni, w które obraduje parlament - PAP) w ciągu następnych 18 miesięcy, przygotowując się na możliwość kolejnych nocnych głosowań. Wielka Brytania rozpoczęła procedurę wyjścia z Unii Europejskiej 29 marca br. i powinna opuścić Wspólnotę do końca marca 2019 roku.
Autor: msz/gry / Źródło: PAP