Urzędnicy domagają się podwyżek. Pensje w budżetówce zamrożone są od ośmiu lat, a niskie zarobki zniechęcają do podjęcia pracy w urzędzie. Moim zdaniem to niezadowolenie będzie narastało, jeśli rząd nie zareaguje podwyższeniem pensji - ocenił w programie "Biznes dla Ludzi" w TVN24 BiS ekonomista Marek Zuber.
Urzędnicy z Bydgoszczy postanowili zaprotestować przeciwko zbyt niskim płacom. W liście do premiera Mateusza Morawieckiego piszą, że pomimo przedwyborczych obietnic, do tej pory nie doczekali się poprawy sytuacji materialnej. Domagają się podwyżek. Wspierają ich związkowców z Solidarności z kilkudziesięciu urzędów, instytucji państwowych i samorządowych, którzy utworzyli w tym celu specjalny komitet.
O swoich problemach bydgoscy urzędnicy opowiadali m.in. w programie "Czarno na Białym" TVN24. Skarżyli się, że po 20 latach stażu zarabiają ok 2,2 tys. złotych "na rękę".
Osiem lat zamrożonych pensji
- My się od lat upominamy o wyższe pensje. Niestety, rządy nas nie słuchają - mówił w programie "Biznes dla Ludzi" TVN24 BiS Piotr Szumlewicz z Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
Szumlewicz przypomniał, że decyzję o zamrożeniu pensji w budżetówce podjął jeszcze rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Decyzja podjęta była w związku z rozlewającym się po świecie kryzysem finansowym.
- To jest już osiem lat zamrożonych pensji w budżetówce - mówił Szumlewicz. Dodał, że sytuacji urzędników nie zmieniło przejęcie władzy przez Prawo i Sprawiedliwość.
- Wielu pracowników wciąż zarabia płacę minimalną lub niewiele więcej. Naszym zdaniem to jest skandal, tym bardziej na tle tych nagród, po 70-80 tysięcy dla członków rządu - powiedział związkowy ekspert, odnosząc się do nagród, które za 2017 rok przyznała ministrom ówczesna premier Beata Szydło.
"To jednocześnie kwestia dyskryminacji kobiet"
Zdaniem Piotra Szumlewicza pracownicy budżetówki mają coraz więcej obowiązków, a płace nie tyle nie rosną, co nawet spadają. - Urzędnicy odpowiadają za to, żeby to państwo dobrze funkcjonowało. A w momencie, kiedy oni od 8 lat mają zamrożone pensje, to jest to realna obniżka pensji o kilkanaście procent - zauważył rozmówca Roberta Stanilewicza.
Chodzi o realną obniżkę pensji ze względu m.in. na inflację.
Jak zaznaczał Szumlewicz, 65 proc. pracowników budżetówki to kobiety, więc niskie pensje w tym sektorze to jednocześnie kwestia dyskryminacji kobiet.
Pytany, czy sposobem na wzrost pensji nie byłoby zmniejszenie liczby pracowników, odpowiedział: - Mamy radykalnie niższą liczbę urzędników niż na przykład we Francji czy Niemczech. Natomiast rośnie liczba obowiązków. Jak podkreślił, "już teraz są niedobory pracowników".
Już w ubiegłym roku Henryk Nakonieczny z NSZZ "Solidarność" mówił Polskiej Agencji Prasowej, że utrzymywane zamrożenie funduszu płac w budżetówce powoduje coraz mniejsze zainteresowanie pracą w administracji i obawy o jakość świadczonych przez nią usług.
Woda podrożeje?
Jak przypominał ekonomista Marek Zuber, "zamrożenie płac w budżetówce wynikało z największego kryzysu finansowego, jaki znamy". - Ale od tego czasu minęło dużo czasu, więc utrzymywanie tej sytuacji jest kuriozalne - oceniał w TVN24 BiS. Jak zauważył, urzędnicy "muszą się szczególnie źle czuć" w chwili, gdy rosną wynagrodzenia na rynku pracy w sektorze prywatnym.
- Moim zdaniem to niezadowolenie będzie narastało, jeśli rząd nie zareaguje podwyższeniem pensji - mówił Zuber.
Jak zauważył, "rząd jest ofiarą swojego własnego PR". - Skoro słyszymy od wielu miesięcy, że Polakom się należy więcej, że muszą zarabiać więcej, że są warunki, żeby więcej zarabiali, to dlaczego to ma nie dotyczyć urzędników? - pytał ekonomista.
Zuber był pytany, czy budżet państwa stać na podwyżki. - To się skończy podniesionymi podatkami. Oczywiście chodzi o parapodatki, ja zawsze podaję przykład wzrostu cen prądu czy wody - mówił Marek Zuber. - W ten sposób państwo może otrzymać środki do budżetu.
Jego zdaniem taki scenariusz czeka nas "w najbliższym roku, dwóch latach".
Autor: ps//sta / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock