W związku z urwaniem się kilka dni temu franka szwajcarskiego ze smyczy wciąż dzieją się rzeczy niesamowite. Na przykład szefowie kilku instytucji państwowych wspólnie muszą załatwiać mi to, że bank, który zawarł ze mną umowę o kredyt hipoteczny waloryzowany kursem franka, będzie tej umowy przestrzegać. Na szczęście urzędnicy tym razem spisali się koncertowo.
W roku wyborczym politycy chcą wszystkim pomagać, żeby wygrać wybory - to jasne. Ale w przypadku kredytów frankowych pomagać można mądrze albo niemądrze.
Można próbować chronić ludzi przed ryzykiem, na które sami się zdecydowali i ustalać z natury zmienny kurs walutowy na wymyślonym z sufitu stałym poziomie na koszt budżetu albo banków - kredytodawców. Takie postępowanie jest niemądre, bo ludzi generalnie nie da się uchronić przed ryzykiem w życiu, lepiej byłoby ich nauczyć jak się z nieuchronnym ryzykiem obchodzić, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Chociaż oczywiście rata kredytu po 4,25 PLN może być bolesna. Ale to też niesprawiedliwe, bo co z zadłużonymi w PLN, których też nie stać na spłatę raty? Dlaczego dobrowolne wystawienie się na trwające wiele lat ryzyko walutowe ma być wystarczającym powodem do oczekiwania pomocy od państwa, które bardzo słabo pomaga ludziom potrzebującym tej pomocy znacznie bardziej?
Można też pomagać ludziom, chroniąc ich przed opresją ze strony nieuczciwego partnera, który próbuje wykorzystać sytuację aby więcej zarobić kosztem tych ludzi. Muszę przyznać, że nadal mam bardzo poważny problem ze zrozumieniem, dlaczego tak właściwie polskie banki nie chciały dobrowolnie obliczać odsetek od kredytów w CHF według aktualnej stawki LIBOR powiększonej o stałą marżę, tylko dlatego, że ten LIBOR akurat spadł poniżej zera. No i co z tego, że spadł poniżej zera? Przecież dla banku nie stanowi to żadnego dodatkowego kosztu czy niedogodności. Banki, które udzieliły kredytów we franku, zapewniają sobie z drugiej strony pokrycie tych kredytów we franku, stosując tzw. CIRS (currency interest rate swap), czyli instrument pochodny oparty także na tym samym LIBOR-ze. Czyli dla banku nie ma znaczenia, na jakim poziomie ten LIBOR (London InterBank Offered Rate) jest. Owszem, przez zawirowania na rynku sam CIRS może stać się droższy albo wręcz niedostępny, ale to właśnie między innymi dlatego bank dolicza sobie stałą, odpowiednio wysoką marżę. Poza tym teraz akurat takiej sytuacji na rynku nie ma. A gdyby rynek międzybankowy kompletnie się załamał, do akcji wkracza bank centralny, który najpierw pożycza franki od banku centralnego Szwajcarii, a potem udostępnia je naszym bankom komercyjnym. To sytuacja najgorsza z możliwych, ale nawet w takim scenariuszu nie ma znaczenia, gdzie jest stawka LIBOR. Bank i tak zarabia na marży, a marża jest stała. Przed ryzykiem walutowym i ryzykiem zmiany stopy procentowej bank się zabezpiecza.
Wygląda mi na to, że banki po prostu chciały, jak to się ładnie mówi "wykorzystać asymetrię informacji" i wcisnąć ludziom kit, który powiększy im dochody. Chyba że jest jakieś inne wytłumaczenie, o którym nie słyszałem.
Jednoznaczny nacisk
W takiej oto sytuacji mieliśmy do czynienia z dość jednoznacznym naciskiem na banki ze strony różnych przedstawicieli państwa (premier, szef Rady Gospodarczej przy premierze, szef UOKiK, prezes NBP) w obronie interesów kredytobiorców. Kulminacją nacisku było posiedzenie Komitetu Stabilności Finansowej, na które zaproszono prezesów banków, które udzielały kredytów w CHF. Prezesi banków to oczywiście osoby poważne, nie lubiące się kopać z koniem. Dlatego też efekt spotkania był pozytywny. Prezesi zapewne czuli się na nim jak w sporej stajni.
Ciekawe tylko, co się stanie, jeśli za jakiś czas stawka LIBOR CHF spadnie tak głęboko, że oprocentowanie kredytu w banku nawet po dodaniu do niej marży banku i tak będzie poniżej zera. Wtedy zgodnie z umowami kredytowymi bank powinien zacząć naliczać ujemne odsetki, czyli dopłacać nam co miesiąc do spłacanych rat. Teoretycznie to możliwe, praktycznie bardzo trudne do wyobrażenia i zapewne skomplikowane także od strony techniczno-informatycznej. Ale kto wie, może wtedy już ujemne stopy procentowe będą codziennością w całej strefie euro i będzie to zwykła część naszej nowej, dość dziwnej, europejskiej rzeczywistości. Na razie trzymiesięczny LIBOR w CHF spadł do -0,56 proc.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock