Mieliśmy podobno w tym tygodniu dzień bez długu. Niezależnie od tego, co dokładnie to oznacza, na pewno jest to świetny moment na obsypanie drogich czytelników szeregiem pięknych wykresów na temat naszego zadłużenia. Ale nie tego publicznego, które jest wszystkim w miarę dobrze znane i po skoku na OFE sięga już tylko 50 procent PKB. Ciekawsze rzeczy dzieją się z prywatnym zadłużeniem polskich gospodarstw domowych.
Po pierwsze, to zadłużenie to już blisko 600 mld PLN. A były czasy, kiedy to polskie przedsiębiorstwa miały więcej kredytów niż gospodarstwa domowe. Ale to było dawno.
Po drugie, już za chwileczkę, już za momencik wartość naszych kredytów konsumenckich będzie wyższa niż kredytów mieszkaniowych we franku szwajcarskim. Od dawna najpopularniejszym w Polsce kredytem jest ten mieszkaniowy w złotych, ale mieszkaniowy w CHF miał silne drugie miejsce. Lada chwila spadnie na trzecie.
Po trzecie, systematycznie spada nasze zadłużenie w CHF mierzone udziałem w PKB - czyli z punktu widzenia gospodarki całego kraju jest to coraz mniej istotna sprawa (choć okolice 8 proc. PKB to wciąż dużo).
Po czwarte, odsetek złych kredytów hipotecznych (we wszystkich walutach) od paru miesięcy się stabilizuje tuż powyżej 3 proc. Trend wzrostowy tego wskaźnika chyba został zahamowany.
Po piąte, generalnie odsetek złych kredytów w systemie bankowym wygląda coraz lepiej - właśnie spadł do poziomu najniższego od marca 2010.
Po szóste, skoro problemy ze starymi kredytami są mniejsze, to łatwiej wziąć nowy. Od ponad roku widać stabilny wzrost dynamiki kredytowej. Kredyty dla firm wzrosły w październiku aż o 7,5 proc. rok do roku - to najszybszy wzrost od dwóch lat.
Po siódme, wracając do długów gospodarstw domowych, to kredyty konsumpcyjne spłacają się znacznie gorzej niż hipoteczne. Odsetek złych kredytowych samochodowych to ponad 15 proc. Niewiele lepiej jest z kredytami ratalnymi i kartami kredytowymi. Kredyty konsumpcyjne dla gospodarstw domowych to dla banku najbardziej ryzykowny rodzaj kredytu (dlatego jest najwyżej oprocentowany).
Po ósme, nawet pomimo tego, że się najsłabiej spłacają, to nawet kredyty konsumpcyjne ostatnio bardzo wyraźnie rosną. Zadłużenie gospodarstw domowych z tego tytułu jest obecnie najwyższe od 2011 roku.
Po dziewiąte, przemianę, jaka zaszła w ostatnich miesiącach na rynku kredytów konsumpcyjnych, najlepiej widać w dynamice długu na kartach kredytowych. Po wielu latach spadków mamy nagły wystrzał w górę.
Dług bankowy gospodarstw domowych to obecnie tylko nieco ponad 30 proc. PKB, czyli stosunkowo niedużo. Jeśli zadłużenie gospodarstw domowych znów rośnie, to można się domyślać, że z jednej strony są one w coraz większym stopniu nastawione optymistycznie. Ludzie, którzy boją się o pracę i swoje dochody, raczej kredytów nie biorą. Z drugiej strony przy trwającym już ponad rok wzroście płac realnych coraz większa liczba osób jest w stanie spełnić warunki uzyskania kredytu postawione przez bank. Jedno i drugie daje nadzieję na to, że popyt konsumentów nadal będzie rosnąć i podtrzymywać tempo wzrostu gospodarczego. Do groźnej przesady w poziomie zadłużenia jako społeczeństwo mamy jeszcze daleko.
Autor: Rafał Hirsch
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock