Nie sądzę, żeby sam podatek bankowy poczynił w sektorze bankowym spustoszenie. Problem pojawiłby się, gdyby ten podatek zbiegł się z jakimiś bardzo dużymi ciężarami w związku z planowaną ustawą o pomocy frankowiczom - mówi prof. Ryszard Bugaj, ekonomista.
- Jeśli chodzi o podatek bankowy, to oczywiście była jedna okoliczność, która ułatwiła jego wprowadzenie. Mianowicie jest społeczne przyzwolenie na obciążenie banków. Banki sobie zszargały opinię niemiłosiernie w Polsce w ostatnich latach i naprawdę sobie na to zasłużyły - mówił prof. Bugaj.
- Druga okoliczność jest inna. To jest podatek z natury rzeczy technicznie trudny i bardzo łatwo jest popełnić różne błędy. Jeszcze w 1992, 1993 roku byłem przewodniczącym komisji, która pracowała nad podatkami, które do dziś obowiązują, tzn. nad VAT czy podatkiem akcyzowym. I mimo, że pracowaliśmy dość starannie, to potem i tak z tego wychodziły różne rzeczy. Dlatego myślę, że i tutaj różne niespodzianki wyjdą. Podatnik szuka luk i zawsze coś znajduje. Nieraz szeroką lukę, nieraz wąską - stwierdził Ryszard Bugaj.
Problem z podatkiem?
- Co do wysokości obciążenia, to nie sądzę, żeby sam podatek w sektorze bankowym poczynił spustoszenie. Czy on będzie przerzucany na klientów? Z pewnością trochę tak, tylko że trudno powiedzieć, w jakim zakresie i na jakich konkretnie klientów. Banki mają wysokie zyski, działają jednak w warunkach konkurencji i podejmując decyzję o ewentualnym podniesieniu opłat, muszą brać pod uwagę groźbę utraty klientów - wyjaśniał.
- Często jest taka narracja, ze strony szczególnie liberalnych polityków i ekonomistów, którzy twierdzą: przecież i tak zapłacą klienci. Ale, jak mówię, nie wiadomo, którzy konkretnie zapłacą. Jest całkiem prawdopodobne, że często będą to klienci należący raczej do grup zamożnych. Bo oni są klientami banku, którzy korzystają z największej liczby produktów bankowych - skomentował Bugaj.
Inne zagrożenie?
Ale, jak zastrzegł, "gdyby ten podatek bankowy zbiegł się z jakimiś bardzo dużymi ciężarami dla banków z tytułu ustawy dotyczącej kredytów hipotecznych denominowanych w walutach obcych, to wtedy może być problem". Projekt w tej sprawie przygotował prezydent Andrzej Duda. Został przedstawiony w połowie stycznia. Projekt ustawy o sposobach przywrócenia równości stron, przewiduje wyliczenie "kursu sprawiedliwego" dla każdego kredytobiorcy z osobna. Na przykład w przypadku spreadów, kredytodawca będzie zobowiązany do dokonania wyliczeń różnic między stosowanym przez niego kursem, a kursem NBP.
Przy wyliczaniu "sprawiedliwego kursu" za pomocą specjalnego algorytmu będzie też brane pod uwagę, jakie zyski i jakie straty poniósł klient, biorąc kredyt denominowany w walucie obcej - np. stracił po latach na ryzyku kursowym, ale zyskał na niższym oprocentowaniu, niż gdyby wziął kredyt w złotych polskich. Jak podała Kancelaria Prezydenta, projekt zawiera zapisy o trzech rodzajach restrukturyzacji kredytów. Będzie to restrukturyzacja dobrowolna, przymusowa, a także przeniesienie własności nieruchomości w zamian za zwolnienie z długu.
- Trzeba być nadzwyczaj ostrożnym. Nawet jeśli tylko dwa, trzy banki z powodu tych rozwiązań popadną w duże tarapaty, to i tak nie można wykluczyć nawet najgorszych scenariuszy. Na przykład paniki bankowej. Trzeba też zdać sobie sprawę z tego, że po świecie finansów rozejdzie się stereotypowy pogląd: duszą, nie dotrzymują umów, łamią wolność umów. Owszem, często te umowy kredytowe oparte na frankach szwajcarskich (czy innych walutach obcych) są słusznie krytykowane, bo banki miały ogromną przewagę informacyjną. Ale zawsze ich zwolennicy mają argument, że te umowy były dobrowolne - ostrzegł prof. Bugaj.
Kurs sprawiedliwy?
- Projekt prezydencki zakłada spłatę po "sprawiedliwym kursie". Ale tak naprawdę chodzi o jedno: ile to będzie banki kosztować? Kto będzie beneficjentem, a kto na tym ucierpi najbardziej? Prezydent Duda pochopnie obiecał tego rodzaju pomoc kredytobiorcom i musi się do tego jakoś odnieść - mówił.
- W projekcie podobają mi się natomiast postanowienia dotyczące spreadów. To może banki by jeszcze udźwignęły. Jest jednak nierozstrzygnięty problem "selekcji" kredytobiorców pod różnymi względami. Na przykład, w jakim celu było kupione mieszkanie, na które wzięto kredyt. Czy na własny użytek, czy na wynajem, czy w celach spekulacyjnych? I czy w każdym przypadku należy się pomoc? - dodał ekonomista.
Szacunki
Dlatego, teraz czekamy na szacunki, ile by kosztowało wprowadzenie takiego prawa. Prezydent zwrócił się o opinię Komisji Nadzoru Finansowego, ale pewnie trochę to potrwa. - To nie jest łatwo dokonać takich rzetelnych szacunków. W mediach pojawiają się różne wyliczenia, nawet 40-45 mld zł. To szacunki wątpliwe, moim zdaniem. Biorą pod uwagę szacunki dochodów banków w długim okresie - stwierdził Bugaj.
- Jest też spór o to, czy gdyby taka ustawa weszła w życie, to czy banki musiałyby jednorazowo dokonać przewalutowań, czy mogą wpisywać to w straty. Banki mówią, że musiałyby jednorazowo. Gdyby tak było, to rzeczywiście nastąpiłyby zaraz bankructwa banków. Ale chyba to niekoniecznie tak jest, ale nie czuję się na siłach, żeby to rozstrzygnąć - kontynuował.
- W projekcie jest też zapis, że jeżeli ktoś nie może spłacać kredytu, to gdy odda bankowi nieruchomość, jest zwolniony ze zobowiązań. Sympatyzuję z tym rozwiązaniem, ale wiem, że dla banków to też musiałoby być bardzo kosztowne. Tu mamy na szali różne racje. Na rynku, na którym i tak jest duża podaż, pojawiłyby się kolejne mieszkania na sprzedaż. To doprowadziłoby do dalszego spadku cen. Dla banków albo kredytobiorców już posiadających mieszkanie obciążone hipoteką, byłoby to niekorzystne. A dla innych obywateli czy gospodarki państwa? Musimy się nad tym poważnie zastanowić i odpowiedzieć sobie również na to pytanie - powiedział Ryszard Bugaj.
Zobacz. Niepewny los tzw. ustawy frankowej. Resort finansów sceptyczny wobec inicjatywy prezydenta (18.02.2016)
Autor: gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock