Miasto Olsztyn i jego ponad 330 partnerów podpisało w piątek umowę ze spółką Enea na zbiorowy zakup energii w 2019 roku. W porównaniu do poprzedniego zamówienia cena energii w zbiorowym zakupie jest wyższa o 60 procent. Przypadek Olsztyna nie jest odosobniony, a z podwyżkami w podobnej skali muszą liczyć się samorządy i firmy w całej Polsce.
Miasto Olsztyn kupuje zbiorowo energię od 2010 roku i, jak zauważył w piątek prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz, z roku na rok liczba partnerów w zbiorowym zakupie energii wzrasta.
W tym roku w sumie zbiorowo kupi od Enei energię 336 jednostek, wśród których są nie tylko podmioty (szpitale, szkoły i urzędy) z Olsztyna, ale też z ościennych gmin Dywity, Świątki, Purda, a nawet gmina Mrągowo i kilka firm z Elbląga, m.in. Elbląskie Tramwaje.
Wzrost cen
Wolumen energii, która ma być dostarczona podmiotom wynosi 107,6 tys. MWh. Wartość umowy to 14 mln zł.
Podczas konferencji prasowej towarzyszącej podpisaniu umowy między Olsztynem a Eneą prezydent Grzymowicz zauważył, że w porównaniu do roku obecnego cena energii wzrosła o 60 proc.
Za samo oświetlenie ulic Olsztyn zapłaci w przyszłym roku blisko 700 tys. zł więcej, niż w obecnym roku. Na energię w urzędach, i innych miejskich budynkach Olsztyn wyda więcej o 5 mln zł w porównaniu z obecnym rokiem.
"Umowa i tak korzystna"
- Wiemy, że energia drożeje, że wzrost cen jest spowodowany tym, że polska energetyka opiera się na węglu, wiemy, że wzrosły opłaty emisyjne. Ale wzrost cen tego rzędu jest zaskakujący i trudno oczekiwać, że nie przełoży się to na wydatki mieszkańców. Drożej kupuje energię miasto, ale i przedsiębiorcy - zauważył Grzymowicz i podkreślił, że wynegocjowana z Eneą umowa "i tak na tle kraju, gdzie wzrosty cen sięgają 70 proc. jest korzystna".
Olsztyn miał podpisaną umowę na zbiorowy zakup energii ze spółką GOEE Energia, która w połowie roku stwierdziła, że nie jest w stanie wywiązać się z umowy. W związku z tym miasto posiłkowało się tzw. sprzedażą rezerwową. - Mam nadzieję, że w nadchodzącym roku sytuacja się nie powtórzy - stwierdził Grzymowicz. Przedstawicielka firmy Enea Natalia Lisowska-Duszak zapewniła, że "spółka jest gotowa do realizacji umowy".
Ceny węgla i CO2
Wzrost opłat za prąd ma swoje uzasadnienie. Po pierwsze jest to efekt rosnących cen węgla. Po drugie od końca 2017 roku koszt uprawnień do emisji tony CO2 wzrósł z 6 euro do 20–21 euro obecnie, w szczycie kosztowały one ponad 25 euro. Oba elementy składają się na rosnące koszty, jakie muszą ponieść polskie koncerny energetyczne.
Efekt widać w ofertach za prąd dla firm i samorządów. Jak informowała pod koniec września prasa, lokalne władze ze zdziwieniem przeglądają oferty sprzedawców prądu, unieważniają przetargi i biją na alarm.
Kłopoty miało także stołeczne metro. "Spółka unieważniła przetarg na dostawy energii elektrycznej (124 tys. MWh) dla pierwszej i drugiej linii metra w 2019 roku (...) Najtańsza oferta o ponad 6 mln zł przekraczała założenia finansowe spółki" - głosił komunikat Metra Warszawskiego, cytowany przez "PB".
Zaskoczenie
- To będą niemałe skutki. To przełoży się na ceny usług, które świadczymy dla mieszkańców - wyjaśniał Porawski. Jak dodał, chodzi o szkoły, wodociągi, oczyszczalnie ścieków czy tramwaje. - Będziemy musieli albo mniej zrobić, abo więcej pieniędzy wziąć za usługi - zauważył.
Widmo podwyżek zelektryzowało w szczególności spółki mocno uzależnione od cen prądu. - PKP Energetyka powiadomiło PKP o podwyżce cen energii, no i PKP zawyło ze zgrozy, bo ta podwyżka jest rzeczywiście znacząca i powinna, niestety, mieć odzwierciedlenie w cenach biletów - wyjaśniał w rozmowie z reporterem "Polska i Świat" Rafał Zasuń, redaktor naczelny wysokienapiecie.pl.
Zwykły Kowalski
Czy zwykły Kowalski ma powody do niepokoju? - Polskie rodziny, których roczny dochód mieści się w pierwszym progu podatkowym nie będą płacić wyższych rachunków za prąd dostarczony w 2019 roku w porównaniu z 2018 - zapewniał pod koniec października minister energii Krzysztof Tchórzewski.
Wcześniej jednak mówił, że rachunek za energię elektryczną dla gospodarstw domowych w przyszłym roku "nie powinien" wzrosnąć powyżej 5 proc., bo byłoby to społecznie "niedopuszczalne". - Państwo zadba o to, by te ewentualne wzrosty nie były większe - zadeklarował, nawiązując do pomysłu rekompensat z budżetu państwa.
W przypadku zwykłych odbiorców - w odróżnieniu od samorządów i firm - na straży taryf za prąd stoi dodatkowo Urząd Regulacji Energetyki, który może zablokować zbyt duży wzrost cen.
Narodowy Bank Polski w opublikowanym kilka dni temu raporcie ocenił, że najbardziej prawdopodobnym wariantem jest rozłożenie podwyżek cen prądu dla gospodarstw domowych na kilka lat.
Jednak zdaniem ekonomisty Marka Zubera jeżeli nie będzie podwyżek cen energii w przyszłym roku albo jeżeli będą na poziomie kilku procent, to znaczy, że wszyscy uczestnicy rynku, producenci (koncerny energetyczne) i regulator (URE - red.), ugięli się pod naciskiem polityków - oceniał w TVN24 BiS. Jak przekonywał, istnieją przesłanki do tego, by od stycznia podnieść ceny prądu "przynajmniej o 25-30 procent".
Autor: mp//dap / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock