Obroty, które spadły nam o 80-90 procent, w tej chwili zupełnie nie wystarczają na pokrycie czynszów, elektryki, gazu, wody - powiedział w TVN24 BiS restaurator Marcin Kręglicki. W trudnej sytuacji jest także branża hotelarska. - Skala tego funkcjonowania jest żałosna. Mamy takie dni, że 3-4 pokoje są zajęte w obiekcie, który ma 110 pokoi - wskazał współwłaściciel sieci hoteli Henryk Orfinger.
Od soboty 24 października lokale gastronomiczne zostały zamknięte, a dozwolona jest tylko sprzedaż na wynos i dowóz. Obostrzenia mają funkcjonować co najmniej do 27 grudnia tego roku.
- Restauratorzy stają na głowie, wymyślają co chwila nowe rzeczy, żeby w jakiś sposób przetrwać, aby przeżyć jeszcze kolejny miesiąc - podkreślił Marcin Kręglicki, restaurator. - Nie wiemy co będzie dalej, jak to będzie wyglądało w styczniu i lutym - dodał. Kręglicki wyjaśnił, że część restauracji przekształca się np. w sklepy delikatesowe.
- Te obroty, które spadły nam o 80-90 procent, w tej chwili zupełnie nie wystarczają na pokrycie czynszów, elektryki, gazu, wody, wszystkich tych elementów, a przede wszystkim na pracowników - podkreślił Kręglicki.
"Skala funkcjonowania jest żałosna"
W trudnej sytuacji jest także branża hotelarska. Od 7 listopada została ograniczona działalność hoteli. Obiekty są dostępne tylko dla gości przebywających w podróży służbowej, medyków, pacjentów i ich opiekunów oraz sportowców, którzy korzystają z usług w czasie zgrupowań lub współzawodnictwa sportowego.
Henryk Orfinger, współwłaściciel sieci hoteli oraz pierwszy wiceprezydent Konfederacji Lewiatan, wyjątek przewidziany dla osób w podróży służbowej określił mianem "substytutu dania na wynos".
- W momencie, kiedy zamknięto hotele i powiedziano, że mogą one funkcjonować tylko dla osób podróżujących służbowo, to mieliśmy duży dylemat, czy hotele mają być otwarte, czy zamknięte, ale uznaliśmy, że otworzymy je z różnych powodów. Jednym z nich jest to, że na przykład nasi pracownicy chcą funkcjonować, chcą żyć, coś robić. Bycie poza miejscem pracy, niepewność co do dalszych losów też jest bardzo zła. Stan psychiczny nas wszystkich jest coraz gorszy, to jest bardzo ważny element - wyjaśnił Orfinger.
Jak podkreślił "drugim elementem jest to, że hotel musi żyć". - Zamknięcie hotelu, a później otwarcie po jakimś czasie zawsze jest dużym problemem i kłopotem - wskazał.
Jednocześnie zwrócił jednak uwagę, że "skala tego funkcjonowania jest żałosna". - Mamy takie dni, że 3-4 pokoje są zajęte w obiekcie, który ma 110 pokoi. Raz się chyba zdarzyło, że 9 pokoi mieliśmy zajętych. Także skala tego, mówienie, że podróże służbowe stają się czymś popularnym, że tłumy pojawiają się w hotelach, jest - przynajmniej w naszym wypadku - nieprawdą.
Źródło: TVN24 BiS