Maciej Bando, były prezes Urzędu Regulacji Energetyki, w rozmowie z TVN24 Biznes komentuje sytuację na rynku energii elektrycznej. - Ceny giełdowe są zastraszająco wysokie. Dzisiaj jesteśmy na krawędzi i będziemy na niej przez najbliższe miesiące, oby nie na lata - zaznaczył.
W ostatnim czasie ceny hurtowe prądu z dostawą w przyszłym roku osiągały rekordowe poziomy, historycznie nigdy nie mieliśmy takiej sytuacji. We Francji i Niemczech przekraczały nawet 1000 euro za MWh. Choć przez ostatnie dwa dni znacząco spadły m.in. w ślad za taniejącym na europejskich rynkach gazem, to wciąż mówimy o wysokich poziomach.
- Ceny giełdowe są zastraszająco wysokie. Dzisiaj jesteśmy na krawędzi i będziemy na niej przez najbliższe miesiące, oby nie na lata. Duże zdolności produkcyjne energii elektrycznej w Europie oparte są na paliwie gazowym, natomiast w Polsce na węglu. Co się dzieje z ceną i dostępnością gazu, to wszyscy wiemy. W kraju nie lepiej jest z węglem - wyjaśnił.
Na pytanie, ile zapłacimy za prąd w przyszłym roku, odpowiedział, że dzisiaj nie ma odważnego, który powiedziałby, ile te ceny mogą wynosić.
- Z uwagą słuchałem w radiu Rafała Gawina, prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Też został zapytany o prognozy cen za energię na rok 2023. Przyznał: "nie wiem". Nie ma też sposobu, abyśmy teraz lub w najbliższej przyszłości zapłacili mniej za prąd - podkreślił.
Co może zrobić rząd?
Maciej Bando mówił, że w związku z zatrważająco wysokimi cenami giełdowymi za energię rząd może podjąć działania interwencyjne, np. określić maksymalny wzrost cen energii dla gospodarstw domowych i różnymi mechanizmami rozkładać wzrosty taryf. Jednak jest to rozwiązanie problemu tylko z punktu widzenia wyborców.
- Nie mam wątpliwości, że ci, którzy są ubodzy, powinni dostać szczególną ochronę przed zawirowaniami cenowymi. Dla mnie tragedią jest kwestia usług, przemysłu i to tego małego, drobnego - wskazywał.
Według niego ta grupa odbiorców nie ma żadnych ulg, preferencji. Im bardziej obniżamy ceny dla gospodarstw domowych, tym oni ponoszą większe koszty.
- Moim zdaniem nie chodzi o to, aby siedzieć w cieplutkim domu, przy superoświetleniu i nie mieć pracy. A nie będzie pracy, bo firmy coraz częściej będą się zamykać lub ograniczać działalność ze względu na koszty - prognozował.
Edukacja najprostszym rozwiązaniem
Kolejnym potencjalnym działaniem rządu, według Bando najważniejszym i najprostszym, jest edukacja społeczeństwa, jak oszczędzać energię. Rząd jednak tego nie robi, co łączy się z kilkoma przyczynami.
- Jedną z nich zapewne jest chęć ukrywania prawdy, aby nie powodować negatywnych skutków społecznych i możliwego spadku poparcia politycznego. Możemy się liczyć także z kolejną kampanią obciążającą Komisję Europejską lub naszych zachodnich sąsiadów winą za wzrost cen - mówił Bando.
Wskazał, że wiele krajów europejskich od kilku miesięcy uczy swoich konsumentów, jakie są racjonalne zachowania w ramach użycia ciepłej wody, korzystania z centralnego ogrzewania czy elektryczności.
- Na pierwszym miejscu mówię o cieple, bo to jest największa część naszych rachunków za energię. Komfort cieplny i przygotowanie ciepłej wody jest droższy niż koszty oświetlenia, używania czajnika czy kuchenki elektrycznej. Kampania uświadamiająca, w jaki sposób racjonalnie się zachowywać, jest obowiązkiem. Organizacje pozarządowe z dostępem do grantów z Unii Europejskiej, fundacje, eksperci powinni mówić, jak mamy racjonalnie się zachowywać. Tym bardziej, że ich wiarygodność może być dużo większa niż administracji rządowej - argumentował.
Jakie są kolejne kroki?
Maciej Bando uważa, że jest mało prawdopodobne, że gospodarstwa domowe będą dotknięte przerwami w dostawach prądu. Natomiast należy brać pod uwagę, że mogą być wprowadzone ograniczenia dla odbiorców wielkoprzemysłowych, i to w zakresie energii i gazu. Równowaga popytu i podaży jest bardzo chwiejna i zależna od nieprzewidywalnych zdarzeń atmosferycznych np. suszy czy silnych mrozów.
- Wiele lat różne kraje tworząc tak zwane polityki energetyczne, zakładały, że gaz będzie paliwem przejściowym. Dzisiaj w związku z niedoborem gazu trzeba zweryfikować to myślenie, ale absolutnie nie dopuszczając do siebie takich myśli, że wracamy do węgla. Nie, nie i jeszcze raz nie - podkreślił.
Podał też przykład kryzysu naftowego z lat 80., który zmusił Amerykanów do przesiadki na mniejsze samochody i pokazał światu, jak niebezpieczne jest opieranie się na jednym źródle surowcowym.
- Uważam, że ropa i gaz z Rosji powinny mieć wilczy bilet na rynki krajów demokratycznych i Rosjanie powinni zapomnieć, aby na nich sprzedawać swoje surowce. My z kolei powinniśmy szukać zamienników, czyli atom i energia odnawialna - zauważył.
Dodał, że aby realizować szeroką politykę krajową i międzynarodową, potrzebujemy dziś polityków, którzy nie są populistyczni. Ludzi technokratycznych, z silnym autorytetem, wiedzą i poparciem społecznym.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock