- Nie wierzę w to wynagrodzenie, ale ono nie podlega pod ustawę kominową - mówi Andrzej Nartowski, emerytowany prezes Polskiego Instytutu Dyrektorów, pytany o doniesienia medialne dotyczące możliwych zarobków Bartłomieja Misiewicza na poziomie 50 tys. zł. Jak wskazał gość programu "Bilans" w TVN24 BiS, ustawa kominowa ogranicza wynagrodzenia członków zarządów i rady nadzorczej spółek z udziałem Skarbu Państwa, a nie pełnomocników.
Przypomnijmy, że Bartłomiej Misiewicz został pełnomocnikiem zarządu ds. komunikacji w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Informację tę potwierdził w poniedziałek wieczorem rzecznik spółki Łukasz Prus.
- Myślałem, że informacje o jego zatrudnieniu i wynagrodzeniu, to jakieś spóźnione dowcipy primaaprilisowe - mówi Andrzej Nartowski, emerytowany prezes Polskiego Instytutu Dyrektorów.
Ustawa kominowa
"Rzeczpospolita" podała, że oprócz pensji w wysokości 50 tysięcy złotych miesięcznie były rzecznik MON może liczyć na samochód służbowy oraz wysoką premię. O zarobkach na tym poziomie informował także "Fakt". Polska Grupa Zbrojeniowa tę informację zdementowała i zapowiedziała wydanie oświadczenia w sprawie zatrudnienia byłego rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej.
Gość programu "Bilans" w TVN24 BiS pytany o pensję Misiewicza, wskazuje, że "jeżeli ktoś zwariuje i mu tyle da, to może liczyć" na takie wynagrodzenie.
- Prawo tego nie zabrania. Tak zwana ustawa kominowa ogranicza wynagrodzenia członków zarządów i rady nadzorczej spółek z udziałem Skarbu Państwa, a nie pełnomocników. To funkcja bardzo wygodna, bo nie wiadomo, jak wynagradzać. Należy mieć na uwadze to, jak zareaguje zespół pracowników, kiedy się dowie, że ktoś z nich, wcale nie najważniejszy, czy najmądrzejszy zarabia dziesięciokrotnie więcej niż średnia w danej firmie - wyjaśnia Andrzej Nartowski.
Autor: mb/ms / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: wiki (CC BY-SA 4.0)