Bartłomiej Misiewicz musi odejść z Polskiej Grupy Zbrojeniowej, inaczej kancelaria premiera będzie interweniować - powiedział RMF FM szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk. Jak podały dziś dwa dzienniki, były rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej dostał w spółce stanowisko, na którym ma zarabiać 50 tys. zł, nie licząc dodatków. Sama spółka zaprzeczyła i zapowiedziała wydanie jeszcze dziś oświadczenia w sprawie zatrudnienia Misiewicza.
Misiewicz został w PGZ pełnomocnikiem zarządu ds. komunikacji. Informację tę potwierdził w poniedziałek wieczorem rzecznik spółki Łukasz Prus. Nie potrafił jednak powiedzieć, kiedy Misiewicz został zatrudniony. Według "Rzeczpospolitej" zarząd spółki podjął decyzję w poniedziałek.
Samochód i premia
"Rz" podała, że oprócz pensji w wysokości 50 tysięcy złotych miesięcznie Misiewicz może liczyć na samochód służbowy oraz wysoką premię. - Jest ona równowartością rocznego wynagrodzenia, bo takie są zasady w spółkach strategicznych dla państwa, jeśli spełni się warunki postawione przez radę nadzorczą. Tu zapewne tak się stanie - powiedziała gazecie osoba znająca warunki pracy w spółkach zbrojeniowych. Informację o 50 tys. zł pensji dla Misiewicza podał też "Fakt".
PGZ: to nieprawda
Próbowaliśmy potwierdzić te doniesienia u rzecznika PGZ Łukasza Prusa, ale nie odbierał od nas telefonów.
Około godziny 10.00 Polska Grupa Zbrojeniowa wydała komunikat, w którym poinformowała, że "nie jest prawdą, iż miesięczne wynagrodzenie pana Bartłomieja Misiewicza w PGZ S.A. wynosi 50 tys. zł".
"Należy jednocześnie podkreślić, że wynagrodzenie żadnego z pełnomocników zarządu PGZ S.A. nie sięga tej kwoty" - czytamy.
Nie podano jednak, ile będzie zarabiał Bartłomiej Misiewicz.
Spółka dodała, że jeszcze dzisiaj wystosuje oświadczenie, dotyczące zatrudnienia Misiewicza. Nie jest jednak jasne, czy znajdzie się w nim informacja o wysokości zarobków.
Tweet Misiewicza
Rano sam Misiewicz na swoim Twitterze napisał: "Pisanie głupot i kłamstw powinno być z automatu karane. Dyskusja z brukowcami, które podają nieprawdę jest bez sensu.". Można się jedynie domyślać, że to jego komentarz do prasowych doniesień. Nie jest jednak jasne, którą informację nazywa "głupotą i kłamstwem". Dopytywany przez użytkowników Twittera, ile będzie zarabiał w PGZ, nie odpowiedział.
Pisanie głupot i kłamstw powinno być z automatu karane. Dyskusja z brukowcami, które podają nieprawdę jest bez sensu.
— Bartłomiej Misiewicz (@MisiewiczB) 12 kwietnia 2017
Misiewicz zawieszony
Sprawą zarobków Misiewicza zainteresował się sam Jarosław Kaczyński. Na środowym briefingu prezes PiS poinformował o zamiarze podpisania decyzji o zawieszeniu Misiewicza w prawach członka partii. - Chciałem powiedzieć kilka słów w tej bulwersującej sprawie, która dziś znalazła się w mediach, chodzi o pana Misiewicza. Zaraz po przybyciu do siedziby partii, a prosto stąd jadę do siedziby partii, podpiszę decyzję o jego zawieszeniu w prawach członka partii - powiedział Kaczyński.
- Podjąłem już, chociaż to trzeba jeszcze zrealizować, decyzję o powołaniu komisji Prawa i Sprawiedliwości do spraw zbadania całej tej sprawy. Zarówno tego ostatniego wydarzenia, jak i tych poprzednich - wyjaśnił prezes PiS.
"Misiewiczów są tysiące"
Wcześniej sprawę zatrudnienia Misiewicza w PGZ komentowała w programie "Jeden na Jeden" w TVN24 Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej. - Dla mnie to jest symbol buty, arogancji i tego, że oni nie rządzą tylko się panoszą w tym kraju. Powinniśmy o nim zapomnieć jak najszybciej - powiedziała posłanka. - On jest przykładem tego, że tych Misiewiczów są tysiące. To są ludzie w różnych spółkach, urzędach. To są ludzie, którzy ogarniają w tej chwili Polskę. Niekompetentni i niewykształceni, tylko ze znajomościami - zaznaczyła.
Zmieniono dla niego statut
31 sierpnia 2016 roku Misiewicz został powołany w skład rady nadzorczej PGZ. Według mediów zmieniono dla niego statut spółki, bo nie miał wyższego wykształcenia i kursu dla członków rad nadzorczych. Minister obrony powiedział kilka dni później, że Misiewicz jest jego bezpośrednim reprezentantem w PGZ. Zaznaczył, że w przemyśle zbrojeniowym nie ma wymogów dotyczących wykształcenia, ale liczą się inne cechy - lojalność, chęć współpracy, kompetencje i decyzyjność, a wszystkie te cechy Misiewicz posiada. Klub PO chciał wówczas, by prokuratura przyjrzała się powołaniu Misiewicza do rady nadzorczej PGZ. Misiewicz mówił zaś, że spokojnie czeka na ocenę prokuratury, ponieważ prawo nie zostało złamane. W listopadzie 2016 roku prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. W drugiej połowie września 2016 roku Misiewicz poprosił szefa MON o zawieszenie w funkcjach w ministerstwie i zrezygnował z posady w PGZ. Stało się to po publikacji "Newsweeka", według którego Misiewicz miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce. Sprawę badała prokuratura, która odmówiła śledztwa w listopadzie 2016 roku.
Impreza w Białymstoku
Rzecznikiem i szefem gabinetu politycznego MON Misiewicz został ponownie na początku grudnia 2016 roku. Jego nazwisko zniknęło ze stron internetowych resortu na początku lutego 2017 roku. Wcześniej "Fakt" opisał wizytę Misiewicza w klubie studenckim w Białymstoku. Od tego czasu Misiewicz przez kilka tygodni przebywał na urlopie, w tym czasie założył stronę internetową dezinformacja.net, którą zawiesił po opublikowaniu dwóch tekstów. Szef MON zapewnił, że jego współpracownik pozostaje w ministerstwie (jak ustaliła PAP, po kilku tygodniach wrócił z urlopu). Minister zawiadomił też prokuraturę ws. działań wobec Misiewicza. Z kolei prezes PiS Jarosław Kaczyński oceniał wtedy, że Misiewicz to "wizerunkowy problem".
W roli szefa gabinetu politycznego MON 27-letniego Misiewicza zastąpił Krzysztof Łączyński, a w pracy rzecznika - najpierw Oddział Mediów Centrum Operacyjnego MON, a od czwartku - mjr Anna Pęzioł-Wójtowicz.
Autor: mb/ms / Źródło: "Rzeczpospolita", "Fakt", PAP, tvn24bis.pl