Google odpiera zarzuty KE, która oskarżyła go o nadużywanie dominującej pozycji przez faworyzowanie swych usług w wynikach wyszukiwania. Internetowy gigant twierdzi, że Bruksela oparła się na "nieprzystających do rzeczywistości założeniach".
W kwietniu ubiegłego roku KE zarzuciła firmie Google, że na listach trafień swej wyszukiwarki faworyzuje własne usługi - na przykład w dziedzinie porównywania cen przy zakupach internetowych - i w ten sposób hamuje konkurencję.
Porównywarki nieobiektywne
Ze śledztwa Komisji wynika, że Google zamieszcza wyniki ze swojej porównywarki cenowej Google Shopping w sposób bardziej widoczny na ekranie niż wyniki jego konkurentów, zazwyczaj na samej górze. Dzieje się tak niezależnie od tego, czy taki wynik jest najbardziej zbliżony do tego, czego szuka konsument. W ocenie KE źle wpływa to na konkurencję. Same porównywarki cen skarżyły się, że przez tę praktykę odnotowują mniej wejść z Google'a. W czwartek firma odpowiedziała na zarzuty KE. W oświadczeniu zamieszczonym na oficjalnym blogu Google'a jego wiceprezes Kent Walker oświadczył, że KE nie poparła swoich twierdzeń dowodami.
- Uważamy, że stawiane zarzuty są niesłuszne pod względem faktycznym, prawnym i z punktu widzenia gospodarczego - podkreślił.
Wąska definicja
Według Walkera konkurencyjne porównywarki cen nie straciły przez rozwój usług wyszukiwania Google'a, tylko przez zmiany na rynku. Koncern uważa, że wąska definicja, jaką Komisja przyjęła wobec usług ułatwiających zakupy w sieci, nie objęła takich platform jak np. Amazon, przez co nie przystaje ona do rzeczywistości. Korporacja przekonuje, że rynek zakupów online jest konkurencyjny, a Google, podobnie jak inne firmy internetowe, goni Amazona, który jest największym graczem na rynku. KE już wcześniej nie zgodziła się z argumentami Google'a, że usługi porównania cen powinny być rozpatrywane w powiązaniu z usługami platform takich jak Amazon i eBay. Zdaniem komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager porównywanie cen i platformy handlowe to dwa oddzielne rynki.
Wielomiliardowa kara
Z kolei w ocenie Google'a takie założenie nie odpowiada temu, jak ludzie robią zakupy w sieci.
- Nie jest tak, że konsumenci tylko szukają produktów w wyszukiwarce, potem klikają, żeby wejść do serwisu porównującego ceny, i dalej znów klikają, aby wejść na stronę sprzedawcy. Internauci trafiają na strony sprzedawców na wiele różnych sposobów: przez ogólne wyszukiwarki, specjalistyczne serwisy wyszukujące, platformy sprzedażowe, media społecznościowe i reklamy online wyświetlane przez różne firmy - argumentuje we wpisie wiceprezes Google'a. Jego zdaniem wszystkie usługi takie jak wyszukiwarki, porównywarki cen, platformy sprzedażowe i e-sklepy konkurują ze sobą na polu zakupów online. Google powołuje się przy tym na badania rynku niemieckiego, z których wynika, że jedna trzecia Niemców, którzy chcą kupić coś w internecie, od razu wchodzi na portal Amazon. - Gdy zmienia się rynek, nieuniknione są też zmiany wśród konkurujących na nim podmiotów. Dane pokazują, że garstka witryn umożliwiających porównywanie cen, które złożyły skargi na ograniczanie konkurencyjności, nie jest dobrym odzwierciedleniem rynku - napisał Walker. W razie udowodnienia praktyki faworyzowania własnej porównywarki cenowej na stronach wyników wyszukiwania Google'owi groziłaby wielomiliardowa kara, wynosząca do 10 proc. wartości globalnych obrotów.
Zobacz: Google chroni prywatność zwierząt (Film z 16.09.2016)
Autor: ag//ms / Źródło: PAP