Piątek jest kolejnym dniem osłabienia złotego w stosunku do głównych walut. Na wartości zyskują głównie dolar i frank, który zrównał się kursem z euro. - Eskalacja napięć w otoczeniu rynkowym sprzyja słabości złotego, a Narodowy Bank Polski może tylko hamować zmienność - powiedział starszy ekonomista ING Banku Śląskiego Piotr Popławski.
W piątek około godziny 21 za jedno euro trzeba było zapłacić 4,88 zł (wzrost o 1,5 proc.). Taki kurs euro do złotego pojawił się także przed 16, ale później spadł do poziomu 4,83 zł. Narodowy Bank Polski przekazał wkrótce potem, że dokonał "sprzedaży pewnej ilości walut obcych za złote".
To była trzecia interwencja banku centralnego na rynku walutowym od czasu inwazji Rosji na Ukrainę. Pierwsza miała miejsce we wtorek, 1 marca, a druga w środę, 2 marca.
W ostatnią środę również Ministerstwo Finansów informowało, że środki walutowe znajdujące się w jego dyspozycji będą wymieniane przede wszystkim na rynku walutowym w odpowiedniej skali.
Kurs euro jest najwyższy od 2009 roku.
Dolar amerykański około godziny 21 kosztował blisko 4,47 zł (rano 4,38 zł) - wzrost o 2,9 proc. Obecny poziom jest najwyższy od 2001 roku.
Za franka szwajcarskiego trzeba było zapłacić 4,87 zł (wzrost o 3 proc.). To rekordowy poziom, jeśli nie liczyć gwałtownego wzrostu CHF/PLN w dniu 15 stycznia 2015 roku (tak zwany czarny czwartek), kiedy frank chwilowo kosztował nawet 5,17 zł. Rano w piątek frank kosztował 4,74 zł.
Kurs franka, po znacznym umocnieniu szwajcarskiej waluty, zrównał się z euro. Czyli za jedno euro trzeba zapłacić jednego franka.
Za brytyjską walutę w piątek ok. godziny 21 trzeba było zapłacić około 5,21 zł.
"Inwestorzy zamykają wszelkie ryzykowne pozycje"
- Na koniec tygodnia napięcia w otoczeniu rynku nie słabną, więc tym bardziej inwestorzy zamykają wszelkie ryzykowne pozycje, zastanawiając się, co Putin może w najbliższych dniach zrobić - powiedział w rozmowie z PAP starszy ekonomista ING Banku Śląskiego Piotr Popławski.
- W mediach są doniesienia o ciężkich walkach na Ukrainie, dużych stratach cywilnych, co potęguje obawy, że wojna się przeciągnie, a sankcje potrwają dłużej i będą nakładane nowe. Dodatkowo w mediach przewijają się sugestie, że wojska białoruskie przyłączą się do konfliktu i będziemy mieć wojnę przy polskiej granicy. Takie otoczenie niestety sprzyja słabości złotego, którą to słabość oglądamy - stwierdził.
- O jakichś poziomach, do których mógłby osłabić się złoty w stosunku do euro czy dolara ciężko jest mówić, gdyż to płynność rynku i skala obaw determinuje obecną zmienność, a analiza techniczna w takim otoczeniu ma znaczenie drugorzędne - dodał Popławski.
Komentując interwencję banku centralnego na rynku, stwierdził, że "interwencje NBP przy takim otoczeniu rynkowym raczej niewiele pomogą i bank centralny będzie raczej interweniował, aby hamować zmienność, a jakichś konkretnych poziomów nie jest w stanie obronić".
"Bliskość konfliktu nie sprzyja inwestowaniu w polską walutę"
"Inwazja Rosji na Ukrainę od początku daje się we znaki krajowej walucie, która pozostaje w głębokiej defensywie. Sytuację próbuje ratować nasz NBP, ale trzeba przyznać, że póki co zdecydowanie przegrywa walkę z rynkiem. Dzisiaj po raz kolejny interwencja przyniosła bardzo chwilową poprawę sytuacji" - napisali w komentarzu eksperci walutomat.pl.
Dodali, że "EUR/PLN przez moment zszedł w okolice 4,80, po czym znów wybił się na północ i jest już na poziomach widzianych przed działaniem NBP".
"Nie da się ukryć, że bliskość konfliktu przy naszych granicach nie sprzyja inwestowaniu w polską walutę. Wyprzedaż złotego jest na tyle silna, że trudno zatrzymać ten ruch. Inna sprawa, że NBP robi to dość nieudolnie, nie dość, że brakuje odpowiedniej komunikacji słownej, to jeszcze choćby dzisiaj nasze władze monetarne wybrały dość fatalny moment na działania w godzinach pełnego handlu" - stwierdzili.
Źródło: TVN24 Biznes, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock