Wiele wskazuje na to, że na warszawskiej giełdzie chwilowo mamy patową sytuację. Ani niedźwiedzie, cierpiące tej zimy na chroniczną bezsenność, ani nadzwyczaj łagodne byki, przypominające od kilkunastu tygodni raczej woły, od piątku nie są wstanie przejąć inicjatywy i ustawić rynku. Sytuację komentuje analityk tvn24bis.pl Jakub Tomaszewski.
W oczekiwaniu na określenie globalnych nastrojów, czyli tak naprawdę prawdziwego kierunku, w którym podąży rynek czarnego złota, trudno będzie WIG20 poruszyć się znacząco w którąkolwiek stronę.
Przed środową decyzją Federalnego Komitetu ds. Operacji Otwartego Rynku nie należy się spodziewać przesłanek, które w skali globalnej mogą ruszyć rynkami, a tym samym wykurzyć którąś z mocno okopanych stron warszawskiego parkietu.
Jeżeli nie wydarzy się nic na naszym polskim podwórku, na przykład poznamy jakieś nowe pomysły na polską gospodarkę, albo realizacja już istniejących wejdzie w kolejną fazę, do środy możemy obserwować, jak WIG20 posuwa się w trendzie bocznym.
W braku przesłanek zmieniających układ sił na rynku, trudno będzie obalić bastion niedźwiedzi przy 1740 pkt. Nieco łatwiej może się dać spenetrować tereny poniżej 1700 pkt., gdzie silne działania, nadzwyczaj ożywionych tej zimy niedźwiedzi, mogły odcisnąć już swoje piętno na psychice inwestorów.
W żadnym wypadku nie będzie sprzyjać wzrostom to, co dzieje się na parkietach w regionie Europy Środkowej, ani na rynkach Starego Kontynentu w ogóle.
Azjatyckie rynki, choć gremialnie zakończyły pierwszą sesję tego tygodnia na zielono, odnotowały raczej symboliczny wzrost notowań i optymizmu. Wszystko to za sprawą odreagowania na rynku ropy, która wyznaczyła dwie zielone świece na wykresie dziennym. Jednak to chyba zbyt wcześnie, żeby mówić o zmianie sentymentu i trwałym odwrocie na rynku czarnego złota. Dokąd linia trendu nie została znacząco przebita, a poziom 34,5 oraz dalej 36,2 USD stoją niezagrożone, wszelkie głosy o hossie na ropie wydają się naciągane i przedwczesne.
Autor: Jakub Tomaszewski/gry / Źródło: tvn24bis.pl