4,48 zł za euro, a także 4,12 za dolara i 4,09 za franka szwajcarskiego - tyle trzeba było płacić wieczorem. Środa to kolejny dzień, kiedy polska waluta wykazuje się słabością wobec głównych walut. Zdaniem Marcina Kiepasa z Admiral Markets wpływ na kurs złotego mają głównie czynniki globalne. Na rynku pojawiły się spekulacje dotyczące możliwej interwencji Narodowego Banku Polskiego.
Gdzie leżą przyczyny takiego umocnienia polskiej waluty? - Po pierwsze, okrągły poziom często stanowi psychologiczną barierę, dlatego często potrzeba kilku podejść do jego sforsowania, nawet na rynku o nastawieniu popytowym - tłumaczył analityk tvn24bis.pl Jakub Tomaszewski. - Wczorajsze przebicie poziomu 4,50 zł zostało odparte. Dzisiejszy atak już mocniej spenetrował ceny powyżej 4,5 zł, ale mimo to rynek wrócił pod poziom - stwierdził.
- Przy kluczowych strefach wsparcia i oporu wiele par oczu jest zwróconych w stronę aktualnej ceny, dlatego reakcje rynku są dynamiczne i spotęgowane przez emocjonalne zachowania wielu uczestników - bardziej i mniej profesjonalnych. Stąd często takie duże wahania w okolicy ważnych poziomów, zanim rynek obierze kierunek - tłumaczył analityk tvn24bis.pl.
Inną przyczyną mogą być spekulacje dotyczące ewentualnej interwencji banku centralnego. - Narodowy Bank Polski interweniował w ostatnich latach trzykrotnie. Pod koniec 2011, w maju 2012 i czerwcu 2013. Jeśli spojrzeć na wykres, w dwóch z trzech przypadków tych działań euro kosztowało mniej niż teraz. Dynamika wzrostów była podobna. Te słowa to nawet nie jest sugestia. To raczej swobodna interpretacja ostatnich zachowań pary EUR/PLN. Kiedy jednak spojrzeć na wykres, nawet bez liczenia procentowej utraty wartości złotówki przez ostatnie 4 dni, trudno jest oprzeć się wrażeniu, że coś jest na rzeczy - uznał Tomaszewski.
Czynniki globalne
Wczesnym rankiem mieliśmy raczej do czynienia z kontynuacją trendu widocznego w ostatnich tygodniach. Zdaniem Marcina Kiepasa z Admiral Markets mamy do czynienia raczej z bodźcami globalnymi, a nie wpływem warunków krajowych.
- Akurat dzisiejszy poranek to stricte czynniki globalne - tłumaczył ekspert na antenie TVN24 Biznes i Świat. - Przede wszystkim wciąż nie najlepsze nastroje na rynkach światowych. Wystarczy wspomnieć, że giełda w Szanghaju traci 3 proc., pojawiają się spadki również w Japonii, tanieje dalej ropa - dodał analityk. Zaznaczył, że przy okazji ropy, zwracamy uwagę także na inne surowce.
- Ten splot czynników globalnych „wypycha” nam polskie pary na nowe, wysokie poziomy - ocenił Kiepas.
Niekorzystna tendencja
Zdaniem analityka próżno szukać okoliczności, które w najbliższym czasie mogłyby powstrzymać spadki naszej waluty.
- Niestety nie widać czynników, które w krótkim czasie mogły w sposób definitywny odwrócić tę niekorzystną dla złotego tendencję - uznał.
W krótkim terminie można mieć jednak nadzieje, na pewne ruchy w dół, które mogą przyczynić się do umocnienia złotego. Mogą to być dzisiejsze dane dotyczące polskiej gospodarki.
- Przypomnijmy dane o sprzedaży detalicznej, produkcji przemysłowej i cenach producentów - wspomniał Kiepas. Długoterminowo natomiast, "w perspektywie kolejnych tygodni ciągle mamy niekorzystny miks czynników krajowych", jak ocenił.
Przebicie 4,60 zł prawdopodobne?
Marcin Kiepas uważa, że osiągnięcie poziomu 4,60 zł za euro jest bardzo prawdopodobne. Jak podkreślił, stawka ta jest "lokalnym szczytem z grudnia 2011 roku". Analiza techniczna wskazuje ponadto, że to będzie potencjalny cel, ale i opór dla wzrostów na parze EUR\PLN.
- Z wyjściem wyżej będzie problem. Rynek będzie potrzebował czynników innych niż te, o których wiemy teraz - ocenił Kiepas.
Lawina spadków
Analityk wróży, że wzrost ceny euro pociągnie za sobą również ceny franka.
- Niestety euro droższe o 10 groszy oznacza, że frank też będzie droższy o około 10 groszy. W tym przypadku oznacza to ruch w kierunku 4,20 zł - prognozuje Kiepas.
Interwencje - na razie "słowne"
Trwałe wyjście powyżej 4,50 zł za euro może zaowocować ingerencjami przez instytucje finansowe. Zdaniem Kiepasa jest jednak wciąż za wcześnie na takie kroki. - Pojawią się słowne interwencje, natomiast na faktyczne interwencje przyjdzie nam zaczekać - przewiduje analityk. - BGK i NBP nie będzie skłonny wydawać pieniędzy jeszcze nie przy tych poziomach cenowych - zaznaczył.
Autor: ag/gry / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock