W ciągu pierwszych ośmiu miesięcy tego roku w polskim górnictwie doszło do 1944 wypadków, w tym 18 ciężkich i 19 śmiertelnych - poinformował WUG. To o sześć proc. więcej niż w podobnym okresie ubiegłego roku.
Liczba wypadków od kilku lat rośnie w skali 10 proc. rocznie. - Jeśli policzymy wypadki w załogach własnych kopalń, to jest ich zdecydowanie mniej, bo na poziomie 2-3 proc., natomiast na te 10 proc. "pracują" przede wszystkim firmy usługowe, które w dalszym ciągu nie są odpowiednio przygotowane do tej działalności – uważa wiceprezes Wyższego Urzędu Górniczego, Piotr Litwa.
Jako najczęstsze przyczyny wypadków eksperci WUG wskazują: brak skutecznej oceny i profilaktyki zwalczania zagrożeń naturalnych, stosowanie nieprawidłowych metod pracy, brak właściwego nadzoru nad robotami, nieprzestrzeganie regulaminów i instrukcji, zatrudnianie pracowników do obsługi maszyn nie posiadających wymaganych upoważnień, złą organizację robót oraz zły stan techniczny maszyn i urządzeń.
- Z wnikliwej analizy tych wypadków wynika, że ludzi gubi najczęściej rutyna, brak umiejętności oszacowania ryzyka i pośpiech. Zwłaszcza brak doświadczenia w ocenie ryzyka jest wynikiem luki pokoleniowej po likwidacji w latach 1996-97 szkolnictwa zawodowego i średniego, która teraz daje znać o sobie – ocenił prezes WUG Piotr Buchwald.
Od początku 2007 roku w kopalniach podziemnych doszło do kilkunastu tzw. niebezpiecznych zdarzeń - 5 tąpnięć, 10 pożarów, 3 zapaleń metanu i 1 zawału. Dane obejmują wypadki nie tylko w kopalniach węgla oraz rud metali, ale też i w zakładach wydobywających tzw. kopaliny pospolite, jak np. piaskownie, żwirownie czy kamieniołomy.
W całym 2006 r. w górnictwie doszło do 3 100 wypadków, w tym 27 ciężkich i 48 śmiertelnych. Liczba tych ostatnich była w ubiegłym roku szczególnie duża w wyniku tragedii w Kopalni "Halemba" w Rudzie Śląskiej.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24