Szef amerykańskiej Rezerwy Federalnej Ben Bernanke nie ma wątpliwości: światowa gospodarka przechodzi przez najgorszy kryzys od 1930 r. Źródeł tego załamania Bernanke doszukuje się jeszcze w końcu lat 90. poprzedniego wieku, kiedy to wytworzyła się olbrzymia nierównowaga w globalnych przepływach kapitałowych.
W swoim przemówieniu w siedzibie Rady Stosunków Międzynarodowych, pozarządowej organizacji zajmującej się rolą USA na świecie, Bernanke, przyznał, że nie zostało zrobione wystarczająco dużo by zapobiec obecnemu kryzysowi. Stwierdził też, że przyszłość globalnej gospodarki zależy od stabilności finansowej.
Właśnie w braku takiej stabilności i równowagi szef Fed dopatruje się źródeł kryzysu. Jego zdaniem, pod koniec lat 90. doszło do sytuacji, gdy w krajach rozwiniętych stosunek oszczędności do inwestycji zaczął gwałtownie spadać, a w krajach rozwijających się gwałtownie rosnąć. Doprowadziło to do tego, że pomimo niskich stóp procentowych coraz więcej oszczędności zaczęło napływać do gospodarek rozwiniętych. Te nie potrafiły jednak zadbać o to, by nowe fundusze były odpowiednio inwestowane - tłumaczył Bernanke. Jak dodał, obecnie jedynie "silna, skoordynowana akcja" pozwoli pokonać kryzys.
Wyzwania na przyszłość
Bernanke wymienił też kwestie, które muszą zostać rozwiązane, by uniknąć podobnych kryzysów w przyszłości. To m.in. problem powstawania instytucji finansowych "zbyt dużych, by pozwolić im upaść", których bankructwo doprowadza do problemów całego sektora, jak też brak instytucji, która zajęłaby się oceną ryzyka systemowego czy kłopoty związane z nadzorem finansowym.
Bernanke podtrzymał swoje wcześniejsze stwierdzenie, że Fed podejmie każde niezbędne i właściwe działanie w celu zapewnienia kapitału dla banków, aby te funkcjonowały dobrze nawet w warunkach ostrego kryzysu gospodarczego.
Źródło: BBC