Potwierdziły się nieoficjalne informacje dotyczące wskaźników makro do przyszłorocznej ustawy budżetowej. - Wzrost PKB ma uplasować się w przedziale 0,5-1,3 proc., a inflacja 1,5 do 1,9 proc. - poinformował wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld.
- Komitet Rady Ministrów przyjął wczoraj, a Rada Ministrów być może przyjmie dzisiaj, wskaźniki makroekonomiczne dotyczące budżetu na 2010 rok - powiedział we wtorek Szejnfeld.
- Prognozujemy rok 2010 jako rok, w którym powinniśmy osiągać dobre wyniki nie tylko na tle Europy, ale także i na tle kryzysu, który nas dotyka. Ale to też jest dowód, że traktujmy kryzys ciągle jako proces, w związku z czym nie przyjmujemy wskaźnika konkretnych danych tylko w określonych widełkach, a więc w jakiś takich wariantach, które można określić od optymistycznych do pesymistycznych - wyjaśnił w TVN CNBC Biznes.
Przedstawiona dzień wcześniej prognoza Komisji Europejskiej zakłada recesję i spadek PKB o 1,4 proc. w tym roku oraz wzrost w wysokości 0,8 proc. roku w roku 2010.
Jak kryzys poturbuje tegoroczny budżet?
W budżecie na ten rok zapisane jest 3,7 wzrostu PKB, ale rewizja założeń w czerwcu jest niemal przesądzona.
Pytany o możliwą zmianę tegorocznego budżetu w związku ze zmniejszonymi wpływami podatkowymi, wiceminister odparł, że dopiero po zamknięciu pierwszego półrocza będzie można ostatecznie mówić, "jakie instrumenty trzeba będzie podejmować, żeby ewentualnie dokonywać tak poważnych zmian w budżecie". - Dzisiaj jedno jest pewne, że to nie jest czas na powiększanie deficytu budżetowego - podkreślił.
Wcześniej w TVN24 uspokajał także minister gospodarki Waldemar Pawlak. - Myślę, że jeżeli dzisiaj realizujemy budżet i nie ma żadnych problemów, to nie należy wywoływać niepotrzebnych emocji - powiedział. Przyznał jednak, że przychody podatkowe za pierwsze cztery miesiące kształtują się poniżej realizowanej co roku zwyczajowej "ścieżki". - Ale napływ przychodów do budżetu zmienia się w trakcie roku, a ponadto tegoroczne plany były znacznie wyższe niż ubiegłoroczne - dodał.
Jak na razie z niższymi, niż założono przychodami boryka się ZUS. Wiceprezes Zakładu Maria Szczur powiedziała w TVN CNBC Biznes, że z miesiąca na miesiąc do kasy ubezpieczyciela wpływa coraz mniej pieniędzy, podczas, gdy wydatki są większe. Oszacowała, że w kasie może w ciągu roku zabraknąć nawet pięć mld zł. Uspokajała jednak, że ZUS te pieniądze może pożyczyć.
Eksperci chwalą prognozy rządu
Eksperci uważają, że rządowe prognozy są realne. Główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak powiedział we wtorek PAP, że "na obecnym etapie wiedzy" operowanie przedziałami jest właściwe w prognozowaniu PKB oraz inflacji.
Według głównego ekonomisty PRB, najbardziej prawdopodobna prognoza dla tych wskaźników na 2010 r. to wzrost gospodarczy na poziomie 1,2 proc., a inflacji 1,9 proc.
Jednak niski wzrost gospodarczy może oznaczać, że Polska może nie wykorzystać unijnych funduszy.
Jeśli wzrost gospodarczy w tym i przyszłym roku będzie bardzo niewielki - rządowi może zabraknąć środków na współfinansowanie projektów unijnych - twierdzi profesor Krzysztof Rybiński z firmy Ernst & Young.
- Rząd stoi przed olbrzymim wyzwaniem, które się nazywa bark dochodów w budżecie. Dlatego, że wzrostu w tym roku może w ogóle nie być, a zakładany był prawie 4 proc. i to już stworzy bardzo niską bazę dochodową na przyszły rok. Jeśli w przyszłym roku wzrost będzie bardzo rachityczny, albo go nie będzie wcale, to oznacza, że w budżecie będzie barkowało środków na bardzo wiele działań, w tym na to, co jest najgroźniejsze, czyli na współfinansowanie środków unijnych - powiedział Rybiński na antenie TVN CNBC Biznes.
Źródło: PAP