Programistki w niecodziennej sesji zdjęciowej reklamują bieliznę firmy Dear Kate. Kampania wzbudziła protest niektórych feministek. Twierdzą, że szkodzi kobietom, które w branży zdominowanej przez mężczyzn i tak borykają się z uprzedzeniami i seksistowskimi uwagami.
Kampania Ada Collection ma reklamować bieliznę. Jej nazwa nawiązuje do Ady Lovelace, czyli XIX-wiecznej matematyczki, która uznawana jest za pierwszą programistkę na świecie, bo stworzyła pierwszy w historii algorytm.
Kobiety sukcesu
W sesji fotograficznej wzięły udział wybitne specjalistki z branży IT. Na zdjęciach wykorzystanych w reklamach bielizny widzimy je pracujące przed komputerami, czy w czasie prowadzonych szkoleń. Fotografie są wzbogacone o krótkie cytaty bohaterek uwiecznionych na zdjęciach. - Wiele tradycyjnych sesji zdjęciowych pokazuje seksowne kobiety patrzące w obiektyw i nic więcej. W naszej sesji chcieliśmy przedstawić kobiety ambitne, które posiadają władzę. Są to aktywne kobiety, które nie czekają aż coś się samo wydarzy, lecz biorą los w swoje ręce - mówi założycielka firmy, Julie Sygiel.
Kontrowersje
Jednak kampania reklamowa nie wszystkim przypadła do gustu. Wzbudziła protesty feministek, które twierdzą, że w branżach technicznych, gdzie dominują mężczyźni i tak nie brakuje nadużyć i może to tylko utrudnić życie kobiet, które i tak zmagają się z uprzedzeniami i seksistowskimi uwagami. - Pozowanie w bieliźnie przeczy komunikatowi, żeby traktować cię poważnie jako programistkę - twierdzi Elissa Shevinsky, dyrektorka Glimpse Labs.
Dyskryminacja?
Natomiast kampania reklamowa podoba się dr Biance Siwińskiej, inicjatorce akcji "Dziewczyny na politechniki!".
- Trzeba zwrócić uwagę na to, że to reklama firmy bieliźnianej. Zazwyczaj takie kampanie aranżuje się w ten sposób, że wiele ładnych pań pozuje do zdjęć w bieliźnie. Dość bez sensu. A tutaj kobiety są programistkami, zarządzają innowacyjnymi firmami - są aktywne, pracują, zmieniają świat. A więc są wyjęte ze stereotypu. To nie są modelki, tylko prawdziwe dziewczyny i ich prawdziwe ciała, które nie są doskonałe. Ta kampania zupełnie wychodzi poza tradycyjny sposób pokazywania bielizny - uważa dr Bianka Siwińska. Dodaje, że zarzuty feministek nie są trafione, bo kampania wychodzi poza tradycyjne ramy kampanii czyniących z kobiety atrakcyjne obiekty. - Kobiety są tutaj u siebie, zrelaksowane, radosne. Widać, że wiedzą, co robią i, że sprawia im to mnóstwo frajdy. Fotosy uzupełnione są o szereg wzmacniających, inspirujących haseł. Trzeba pamiętać też, że to nie jest reklama, która "sprzedaje" branżę IT, lecz bieliznę. Obszar aktywności związanych z IT jest tu tylko jednym z przykładów sytuacji, w których kobiety czują się dobrze, są kompetentne, mają siłę - i noszą wygodną, fajną, estetyczną bieliznę. Gdyby było odwrotnie i gdybyśmy chcieli pokazując "wyphotoshopowane" panie w erotycznej bieliźnie, sprzedać na przykład konferencję programistyczną - to faktycznie zdjęcia takie byłby nie na miejscu. I nie różniłyby się wiele od odwiecznych fotosów aut uatrakcyjnianych paniami - tłumaczy ekspertka. Siwińska twierdzi, że liczbę kobiet w branży IT można zwiększyć tylko poprzez pracę zmieniającą świadomość dziewczyn, a im wcześniej się zacznie to robić, tym lepiej.
- Już od bardzo młodego wieku trzeba pokazywać dziewczynom, że są różne ciekawe dziedziny realizacji zawodowej, do których należą też m.in. zawody związane z branżą IT i, że nie ma żadnych przeszkód, aby właśnie taką ścieżkę kariery wybrać - wyjaśnia kierowniczka akcji "Dziewczyny na politechniki!". Według Siwińskiej, aby zmienić zbiorową mentalność trzeba również pracować z nauczycielami matematyki, informatyki, czy fizyki.
Seksizm w firmach
- To oni powinni pozytywnie inspirować i zachęcać do podejmowania studiów ścisłych i technicznych, a nie zawsze tak się dzieje. Kolejnym działaniem jest pokazywanie młodym dziewczynom pozytywnych przykładów kobiet, które odniosły sukces pracując w zawodach stereotypowo uznanych za męskie. Nie można dopuścić do sytuacji, w której dziewczyna, która zdaje maturę, nigdy nie widziała kobiety inżynierki, czy też naukowczyni - mówi Siwińska i dodaje, że trzeba również wspierać i ułatwiać ścieżki kariery kobietom na studiach technicznych. - Aby decydowały się na podjęcie takiej pracy i zostawały w branży technologicznej. Ważne są programy mentorskie, które polegają na tym, że kobiety, które już osiągnęły sukces i są na stanowiskach kierowniczych biorą młode osoby pod swoje skrzydła i otaczały opieką. Jedna z takich prób jest program "Lean in STEM". W branżach technicznych między mężczyznami działa system wspierania się, doradzania, a u kobiet to dopiero musi się narodzić. Trzeba zmieniać tą zbiorową mentalność. I tworzyć sieci kobiet dla kobiet - tłumaczy dr Siwińska. Według niej takie działania już przynoszą pierwsze efekty.
- Od 2008 roku liczba dziewczyn na politechnikach wzrosła z niecałych 30 proc. do 37 proc. To z roku na rok sukcesywnie się zmienia. Jednak, gdy spojrzymy na kierunki stricte techniczne, to wzrost nie jest aż tak spektakularny. Na kierunkach związanych z branżą IT studentki stanowią mniej niż 10 proc. wszystkich studentów. Jest wzrost, ale niezadowalający. Jest jeszcze wiele do zrobienia - podkreśla dr Siwińska. Ekspertka przekonuje, że problem seksizmu w firmach zdominowanych przez mężczyzn jest aktualny także w Polsce.
- W środowiskach zdominowanych przez jedną płeć zawsze ujawniają się mechanizmy utrudniające funkcjonowanie mniejszości. Dziewczyny, które zaczynają karierę w branżach technicznych mówią o tym, że fakt, że są kobietami niczego im nie ułatwia. Inaczej jest z mężczyznami, którzy wspierają się. Spotykają się też po pracy np. na meczu czy piwie, a takie nieformalne kontakty przekładają się potem na budowanie kariery. W firmach zdominowanych przez mężczyzn, dziewczyny spotykają się też z seksistowskimi uwagami i zdarza się, że nie są oceniane według kompetencji, a za wygląd, czy poziom spolegliwości - twierdzi dr Siwińska.
Autor: msz/km/kwoj / Źródło: Business Insider, TVN24bis.pl