Około 40 polskich specjalistów straci pracę w terminalu gazowym w walijskim South Hook. Decyzja ta pozwoli zakończyć dziki strajk około 200 pracowników przedsiębiorstwa, domagających się pierwszeństwa zatrudniania miejscowych bezrobotnych.
Polacy byli zatrudnieni na okres trzech miesięcy przez podwykonawcę robót dla firmy Hertel UK. - W wyniku dyskusji zdecydowaliśmy wycofać ze skutkiem natychmiastowym wszystkich 40 pracowników spoza Wielkiej Brytanii i liczymy na to, że na ich miejsce zatrudnimy odpowiednio wykwalifikowanych pracowników miejscowych - powiedział dyrektor zarządzający Hertel UK David Fitzsimons. - Wprawdzie wcześniej nie udało się nam znaleźć wykwalifikowanych pracowników na obsadzenie miejsc pracy, ale teraz powiedziano nam, że tacy są. Liczymy na to, że pracownicy ci przystąpią do pracy jeszcze w tym tygodniu - dodał.
Strajkujący argumentowali, że południowa Walia jest rejonem wysokiego bezrobocia i miejscowi powinni być zatrudnieni w pierwszej kolejności. Miał też zobowiązać się do tego wcześniej pracodawca. Według władz zakładu, na miejscu nie udało się znaleźć pracowników o wymaganych kwalifikacjach, skorzystano więc z usług podwykonawcy zatrudniającego obcokrajowców. W tym Polaków.
Solidarność związkowców
Dziki strajk około 200 pracowników zakładu rozpoczął się we wtorek. Za nim nastąpiła fala protestów w dużych zakładach sektora energetycznego w wyrazie solidarności z załogą przedsiębiorstwa w South Hook. Pracę porzucili m.in. pracownicy pobliskiego terminalu gazowego Dragon, elektrowni Aberthaw (Cheshire), a także dwóch rafinerii w Lincolnshire (północno-wschodnia Anglia).
Polacy wycofani z South Hook mają być przesunięci do innych prac - twierdzi BBC, cytując rzecznika Hertla. Porozumienie, którego przyjęcie zalecają związki zawodowe musi być jeszcze formalnie przyjęte przez załogę w głosowaniu.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu