Założenia, według których rząd zamierza nowelizować budżet, są realistyczne - tak większość ekonomistów ocenia ogłoszony przez ministra Rostowskiego kierunek zmian w finansach państwa. Według nich, zwiększenie deficytu jest lepsze niż podnoszenie podatków. Choć - jak dodają - dług i tak trzeba będzie kiedyś spłacić. Najpewniej podatkami.
Zmniejszenie prognozy wzrostu PKB w tym roku z 3,7 proc. do 0,2 proc. oraz zwiększenie deficytu budżetowego z założonych wcześniej 18,2 mld zł do 27 mld zł - to główne założenie planowanych na lipiec zmian w tegorocznym budżecie, które w poniedziałek przedstawił minister finansów Jacek Rostowski. Spadek przychodów państwowej kasy będzie jednak większy niż 9 mld zł, o które wzrośnie deficyt. Wyniesie on - poza planowanym wcześniej deficytem - 37 mld zł. Pozostałe 28 mld zł rząd zamierza "zasypać" trzema miliardami zł oszczędności, które będą musiały znaleźć się w resortach, dodatkowymi pięcioma miliardami zł z dywidend i prawie 20 mld zł, które rząd, nieco wirtualnie, zaoszczędził już na początku roku.
Gomułka daje szansę
Założenia rządu dotyczące zmniejszenia dochodów budżetowych oraz prognoza wzrostu gospodarczego na ten rok są realistyczne i zgodne z oczekiwaniami ekonomistów gomułka o nowelizacji
Zwiększenie dochodów z dywidend ekspert uznał za z kolei za "drenaż spółek Skarbu Państwa".
Strategię rządu pochwalił również w oficjalnym komunikacie cały BCC, przyznając, że podwyższenie budżetowego jest koniecznością. Bardzo pozytywnie odebrana została też deklaracja o niepodwyższaniu obciążeń podatkowych.
Wiśniewski: to dobra droga
Podobnie o rządowych planach napisał w swoim komentarzu Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku. - Ogólnie rozwiązanie jest dobre. Minister finansów użył każdej z metod: zwiększył deficyt, zwiększył dochody i oszczędności. Działania te wydają się też realistyczne. Jeśli sytuacja się nie pogorszy, budżetu nie trzeba będzie jeszcze raz nowelizować - ocenia Wiśniewski. Podkreśla jednak, że chociaż nie będzie podwyżki podatków w tym roku, to trzeba się na nią szykować w następnym.
Gwiazdowski: będziemy to spłacać przez 13 lat
Na konieczność spłacania z czasem zwiększonego deficytu zwraca też uwagę Robert Gwiazdowski, ekonomista z Centrum Adama Smitha, cytowany przez dziennik.pl. - Ten dług będziemy spłacać przez co najmniej 13 lat. W formie podniesionych podatków - mówi. - Mam nadzieję i trzymam kciuki za Rostowskiego, że jego szacunki co do wysokości deficytu się sprawdzą. Czarne scenariusze zakładają bowiem, że tegoroczny deficyt może osiągnąć poziom tzw. dziury Bauca, czyli ponad 54 mld zł - dodaje.
Petru: co dalej?
Zdaniem ekonomisty Ryszarda Petru, decyzja o zwiększeniu tegorocznego deficytu budżetowego nie jest zaskakująca. Uważa on również, że istnieje ryzyko, że rząd zdecyduje się na podniesienie akcyzy. - Decyzja ministra finansów o zwiększenie deficytu nie jest zaskoczeniem. Wszyscy tego oczekiwali. Te 27 mld zł jest realne pod warunkiem, że sumaryczne oszczędności w wydatkach będą powyżej 20 mld zł, a to może być trudne. Istnieje ryzyko, że będzie trzeba podnieść akcyzę - powiedział Petru. Jako "sensowny" ocenił szacunek wzrostu PKB na 0,2 proc, choć jego zdaniem będzie to nieco więcej.
Według ekonomisty z SGH, ważne teraz jest, aby minister przedstawił plan na lata 2010-2011. - Kluczową będzie kwestia, jak minister finansów prognozuje wyjście z deficytu na przyszłe lata - powiedział Petru.
Źródło: PAP, TVN CNBC BIZNES, dziennik.pl, pb.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl