Gdyby nie rządzące polskim rynkiem rafinerie, benzyna i olej napędowy mogłyby być tańsze o ponad 10 groszy na litrze - wylicza "The Wall Street Journal Polska".
Z wyliczeń gazety wynika, że benzyna kupiona na giełdzie w Rotterdamie i sprzedana w Polsce byłyby tańsze o 10-11 groszy niż ta dystrybuowana przez nasze koncerny. W przypadku oleju napędowego różnica jest jeszcze większa i wynosi nawet 12-14 groszy na litrze.
Jak zaznacza "WSJ Polska", właśnie o tyle byłyby tańsze paliwa na polskich stacjach. I to z uwzględnieniem wszystkich dodatkowych kosztów (transport, ubezpieczenia, akcyza itp.). Skąd te różnice? - Przede wszystkim nasze rafinerie praktycznie nie mają dużych konkurentów i mogą dyktować ceny - mówi gazecie ekspert rynku paliwowego Andrzej Szczęśniak.
Konkurenci bez szans?
Jeśli pojawiłaby się nowa firma gotowa importować tańsze paliwa, musiałaby najpierw otrzymać koncesję, a to wymaga czasu. Kolejna przeszkoda, to konieczność gromadzenia zapasów obowiązkowych sięgających - w przypadku dużych importerów - w dziesiątki tysięcy ton paliwa. A to kosztuje miliony złotych.
Gdyby nawet pojawiła się firma, która może sobie na to pozwolić i tak miałaby potem małe szanse w starciu z gigantami takimi jak Lotos czy Orlen, które by wyeliminować konkurencję mogą sobie pozwolić na czasowe obniżenie cen detalicznych poniżej hurtowych - podkreśla "WSJ Polska".
Co na to rafinerie?
Same rafinerie odpierają zarzuty. - Różnice cen są pochodną kosztów wynikających np. z obowiązków ustawowych: utrzymywania rezerw obowiązkowych czy też równego traktowania wszystkich odbiorców hurtowych, co oznacza takie same ceny hurtowe we wszystkich naszych cenach bazach magazynowych w kraju. Wiąże się to z kosztami logistyki - tłumaczy gazecie Beata Karpińska z biura prasowego PKN Orlen.
Źródło: "The Wall Street Journal Polska"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl