Polscy politycy spierają się o istnienie zysku NBP i możliwość wzmocnienia nim budżetu państwa, polscy ekonomiści z dezaprobatą kręcą głowami - a francuscy mówią wprost: bank centralny musiałby dodrukować złotówek...
Spór o 10 mld zł wypłaty z tegorocznych zysków NBP, które rząd chciałby już teraz zaksięgować, na krótką metę nie ma żadnych skutków dla rynku, ale ilustruje trudne położenie budżetu - sądzą analitycy banku BNP Paribas.
Według nich zabiegi rządu nie udadzą się nie tylko dlatego, że NBP za 2009 r. nie spodziewa się "zysku", ale także dlatego, że ich realizacja w praktyce oznaczałaby, że bank musiałby tę sumę pieniędzy dodrukować.
"Rezerwy te są pozycją rachunkową, co oznacza, że NBP musiałby pieniędzy dodrukować, by móc je przekazać do budżetu" - napisali analitycy w komentarzu.
BNP Paribas wyraża też wątpliwość czy zasady europejskiego systemu rachunkowości banków centralnych dopuszczają taką operację.
Rząd zobaczył źródło kasy w NBP
Kiedy w czwartek premier wyszedł uśmiechnięty ze spotkania z prezydentem, oświadczył, że Lech Kaczyński z sympatią odniósł się do rządowego pomysłu: rząd mógłby odejść od pomysłu podniesienia podatków, gdyby mógł skorzystać z tegorocznego zysku NBP.
Bank centralny w pierwszym oświadczeniu poinformował, że jego wynik ekonomiczny wyniesie zero, bo to, co zarobi zamierza przeznaczyć na rezerwę związaną z ryzykiem kursowym. Później prezes NBP Sławomir Skrzypek nieco tonował to stanowisko i przyznał, że choć nie wyklucza pomocy rządowi, to na mówienie o zysku banku jest o pół roku za wcześnie.
Opozycja i większość ekonomistów skrytykowała jednak pomysł, porównując go nawet do dawnych pomysłów Andrzeja Leppera, który także chciał sięgnąć po pieniądze ze skarbca NBP. W piątek po południu szef prezydenckiej kancelarii Piotr Kownacki stwierdził wprost, że odpowiedzialność za państwową kasę spoczywa na rządzie, a domaganie się pieniędzy od banku centralnego nazwał skrajną nieodpowiedzialnością.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24