Premier chciałby zasilić przyszłoroczny budżet zyskiem Narodowego Banku Polskiego. Ekonomiści jednym głosem potępiają propozycje rządu i przypominają, że "zamach" na zysk banku centralnego planowało już wielu, m.in. Andrzej Lepper.
Rząd oszacował tegoroczny zysk Narodowego Banku Polskiego na 10-12 mld zł. Premier Donald Tusk w czwartek miał przekonywać prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że jeśli te pieniądze trafiłyby do przyszłorocznego budżetu, to rząd nie będzie forsował podwyższania podatków.
"Zostawcie te pieniądze!"
Ekonomiści nie zostawiają na pomyśle suchej nitki. Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, a teraz partner w firmie doradczej Ernst & Young, ostrzegał w TVN24, że takie wpuszczanie na rynek pustego pieniądza tylko zwiększy inflację. - W podziemiach NBP siedzą krasnoludy i trole, które pilnują 10 mld zł – ironizował Rybiński. - To taki sam żart, jak propozycja premiera. Taką propozycję mieliśmy już za Leppera, ale dobrze, że nie została zrealizowana, bo umacniający się złoty zjadł nadwyżkę NBP i jeszcze zostawił 10 mld zł straty – dodał. Dlatego, według niego, te pieniądze powinny zostać w banku centralnym.
Pomysł w TVN24 krytykował też sam Andrzej Lepper. - Pan premier Tusk sięga do pieniędzy, o których ja mówiłem. Tylko jest ta mała różnica, że ja chciałem, żeby te pieniądze były wykorzystane na pomoc samorządom i przedsiębiorcom, a premier Tusk te pieniądze chce przejeść, bo chce je ulokować w budżecie i one juz nigdy nie wrócą - mówił lider Samoobrony.
Jak zarabia NBP
Sam Narodowy Bank Polski w pierwszym komunikacie oświadczył, że tegoroczny zysk wyniesie zero złotych, bo nadwyżki będą przeznaczone na rezerwę chroniącą przed ryzykiem kursowym. Parę godzin póżniej prezes NBP Sławomir Skrzypek tonował już to stanowisko i oświadczył, że bank nie wyklucza pomocy budżetowi, ale jest dużo za wcześnie, aby rozmawiać o wynikach.
Narodowy Bank Polski ma zgromadzone w różnych walutach i papierach wartościowych 40 mld euro, którymi obraca. Jeśli np. 10 lat temu kupił dolary po dwa zł, dziś są one warte połowę więcej. Na każdym dolarze zarobiłby więc złotówkę. Jednak tylko wirtualnie, bo żeby faktycznie zrealizować te zyski musiałby te dolary sprzedać.
Tuż przed końcem prezesury Leszka Balcerowicza w NBP przyjęto rozporządzenie, że musi on z wypracowanych zysków tworzyć tzw. rezerwę rewaluacyjną. Ma ona zabezpieczać naszą walutę przed spekulantami. Jeśli po jej utworzeniu NBP ma jeszcze jakiś zysk, musi go przekazać do budżetu. Jednak o tym, jak duża jest rezerwa, decyduje tzw. poziom ryzyka kursowego. Ten wskaźnik jest zaś ustalany uznaniowo przez Radę Polityki Pieniężnej. Tak więc to ona de facto decyduje czy i w jakiej wysokości zysk się pojawi. O wskaźniku i tegorocznym zysku zadecyduje już najprawdopodobniej nowy skład RPP. Kadencja obecnej upływa w pierwszych dwóch miesiącach przyszłego roku, dla każdego jej członka osobno.
Rada Polityki Pieniężnej składa się dziewięciu zwykłych członków wybieranych po trzech przez Sejm, Senat i prezydenta na sześć lat, oraz przewodniczącego, którym jest prezes Narodowego Banku Polskiego, powoływany przez Sejm na wniosek prezydenta. Kadencja obecnego prezesa NBP trwać będzie do roku 2012. Natomiast kadencje poszczególnych członków RPP zbliżają się do końca. Jako prezydenccy kandydaci do nowej Rady wymieniano dotąd: historyka, prof. Wojciecha Roszkowskiego oraz byłą minister finansów w rządzie PiS - prof. Zytę Gilowską.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP