Na zyski w tym roku już nie liczymy. W tym momencie chcielibyśmy utrzymać pracowników, odrobić poniesione koszty, natomiast oczywiście zdajemy sobie sprawę, że życie ludzkie i zdrowie jest najważniejsze - mówiła w rozmowie z TVN24 Katarzyna Strama z Centrum Szkoleń Narciarskich NOSAL w Zakopanem. - Mimo wszystko brakuje nam takiej konkretnej, jasnej decyzji, dla biznesu planowanie z wyprzedzeniem jest bardzo istotne - dodała.
Od 28 grudnia do 17 stycznia będą obowiązywać kolejne ograniczenia w związku z pandemią COVID-19. Zamknięte zostaną między innymi stoki narciarskie. To ogromny cios dla branży turystycznej, której znaczną część dochodów stanowią te uzyskane podczas sezonu zimowego.
"Niewiadoma kosztuje nas bardzo dużo"
- Tak naprawdę od września już mocno przygotowujemy się do sezonu. Spełniliśmy wszystkie warunki dotyczące obostrzeń. No i zaśnieżyliśmy stoki - mówiła Katarzyna Strama.
- W tej chwili niewiele nam zostało, żeby ukończyć to dosyć kosztowne śnieżenie. Przygotowaliśmy ludzi, zatrudniliśmy 100 procent zespołu i w tym momencie musimy to wszystko wyhamować. Bezwzględnie jest to zła informacja dla nas i generujemy w tej chwili bardzo duże koszty, które cały czas mamy nadzieję odrobić w drugiej połowie stycznia i lutym. Jest to jednak znak zapytania, czy będziemy mogli, czy będziemy mogli otworzyć te stoki. Ta niewiadoma i te zmieniające się decyzje kosztują nas bardzo dużo, tak naprawdę one generują dla nas najważniejsze koszty - powiedziała.
Pracownik stoku narciarskiego w Wiśle Rafał Barański poinformował w rozmowie z TVN24, że stok jest przygotowany już od początku sezonu. - Te wszystkie zalecenia, które mieliśmy zastosować, są stosowane do dzisiaj. Mamy zachowany dystans, mamy zachowane wszystkie normy, które zostały nam narzucone przez sanepid. Tak naprawdę nic się nie zmieniło - zaznaczył.
- Spodziewamy się większej liczby osób, ze względu na to, że wszyscy wiedzą, kiedy się ten sezon kończy. Na pewno spodziewamy się więcej osób - dodał.
Ruch na stokach
Na Podkarpaciu w sobotę rano czynne były niektóre stacje narciarskie; m.in. na stoku Gromadzyń w Ustrzykach Dolnych i w Puławach Górnych koło Rymanowa.
Na podhalańskich stokach już od rana zaroiło się od miłośników narciarstwa, korzystających ze słonecznej pogody. Otwarte są największe stacje narciarskie, w tym w Białce Tatrzańskiej, Zakopanem na Harendzie, Polanie Szymoszkowej oraz pod Nosalem, w Bukowinie Tatrzańskiej, Jurgowie i Czarnej Górze, Kluszkowcach oraz Suchem.
W przedświąteczny weekend nie ma tłoku na stokach narciarskich w Karkonoszach. Czynne są wyciągi w Karpaczu i w Zieleńcu; zamknięte zaś z powodu braku śniegu na Szrenicę w Szklarskiej Porębie.
Grzegorz Głod z Zieleniec SKI Arena powiedział PAP, że dzięki sprzyjającym warunkom pogodowym udało się utrzymać naśnieżenie stoków w Karpaczu i w Zieleńcu. W sobotę w obu dolnośląskich kurortach narciarskich jest słoneczna, mroźnia pogoda; pomimo jednak tak dobrych warunków atmosferycznych na stokach nie ma wielu narciarzy. - Na pewno narciarzy jest mniej niż w latach ubiegłych; nasze ośrodki będą otwarte do 27 grudnia i do ostatniego dnia będziemy utrzymywać trasy narciarskie - powiedział Głod. Dodał, że trudno w tym roku oszacować, jak będzie wyglądał ruch na stokach w święta.
W sobotę działał największy ośrodek w Beskidach – Szczyrk Mountain Resort. Funkcjonują tam – z zachowaniem reżimu sanitarnego – gondola na Halę Skrzyczeńską oraz wyciąg na Zbójnicką Kopę. W Szczyrku działa ośrodek COS i kolej linowa na Skrzyczne, a także Beskid Sport Arena i Biały Krzyż. W Istebnej można zjeżdżać w Zagroniu i Złotym Groniu. W Wiśle działają m.in. Soszów, Nowa Osada i Skolnity. Narciarze pojeżdżą w ośrodku Czarny Groń w Rzykach, Mosorny Groń w Zawoi i na Solisku w Korbielowie.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock