Czy świat mógłby istnieć bez chińskich produktów? Byłoby to niezwykle trudne, bo są one wszędzie. Kryją się pod anglojęzycznymi nazwami, polskimi szyldami i prestiżowymi, teoretycznie zachodnimi markami.
W wielu sklepach właściwie nie da sie znaleźć rzeczy, która nie byłaby wykonana w Chinach. Firma Redan, która jest właścicielem kilku marek, w Chinach produkuje od lat. Bo tam szyją szybko, solidnie i na czas. Każda kolekcja zimowa szyta jest już wiosną i drogą morską płynie do Polski około czterech miesięcy.
Gdyby spróbować żyć bez chińskich wyrobów, trzeba by przejrzeć wszystko, co jest w każdym domu. I można się naprawdę zdziwić. Klocki, jeśli nie są duńskie, to niemal na pewno są chińskie. Koszule znanych światowych marek, owszem mają wysoką i jakość i cenę, ale na metce będzie dumnie widnieć "made in China".
W sklepie z elektroniką, nawet przy sprzęcie z najwyższej cenowej półki, też trzeba się pogodzić z dominacją produkcji rodem spod Wielkiego Muru.
- W Chinach można wyprodukować tanie urządzenia słabej jakości, jaki i droższe urządzenia o dowolnie wysokiej jakości, to tylko kwestia ceny - mówi Jacek Cichoszewski z magazynu komputerowego Chip.
Globalne korzyści
Wszystko było możliwe dzięki gospodarczemu otwarciu Chin na świat zachodni z końcem lat 70. Światowe koncerny lgnęły do dzisiejszej azjatyckiej potęgi. Kusiła tania siła robocza, wielkie możliwości produkcji, bo mieszka tam ponad 1,5 miliarda ludzi i dogodne położenie, które umożliwia transport drogą morską.
Wiele się zmieniło z punktu widzenia pojedynczego klienta. Dziś nawet ci niezamożni dzięki Chinom mogą sobie pozwolić na produkty, które dotychczas uznawane były za luksusowe.
- Gdybyśmy patrzyli globalnie, to korzyści są jednoznaczne. Natomiast w poszczególnych grupach, np. wśród pracowników, którzy stracili pracę, bo produkcja została przeniesiona do Chin, są powody do niezadowolenia - mówi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.
Logika koncernów jest prosta: po co produkować komputery w Europie Zachodniej, gdzie pracownikowi trzeba zapłacić więcej, skoro można w Chinach. A i klient szczęśliwy, bo dzięki temu towar tańszy.
Pytanie, co by było, gdyby Chiny nie otworzyły się na świat, wydaje sie gdybaniem. - W poszukiwaniu tańszego rynku produkcyjnego naturalnie musielibyśmy szukać rynków wschodzących - mówi dr Wiktor Bołkunow z Katedry Polityki Gospodarczej SGH.
Można tu wymienić Tajlandię, Malezję, Wietnam czy Indie - jest tylko jedno "ale" - z wyjątkiem Indii, żaden kraj nie dysponuje tyloma rękami do pracy i tak rozległymi terenami, gdzie można budować fabryki.
"Szybko przerobią na wariant chiński"
Dziś, kiedy Chińczycy poznali wartość swojej pracy, wiele firm, również polskich, przenosi przynajmniej część produkcji właśnie do tego kraju. Jednak wiele zachodnich koncernów mimo atrakcyjnych kosztów produkcji, ostrożnie zaczyna podchodzić do zlecania produkcji w kraju środka.
- Jakikolwiek produkt znajdzie się na ich terenie, szybko jest przerabiany na wariant chiński, często dużo tańszy, ale bez opłaty za nakłady poniesione na rozwój tego produktu - mówi Mordasewicz.
Trzeba się pogodzić z faktem, ze życie bez produktów rodem z Chin byłoby bardzo trudne. Poza żywnością, metka "made in China" będzie nam towarzyszyć wszędzie. Również podczas Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Rozgrywanych wyprodukowaną w Azji piłką, na stadionowych krzesełkach, które przypłynęły spod Wielkiego Muru i przy dopingu kibiców odzianych w szaliki z napisem "Polska", oczywiście prosto z Chin.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24