Prezydent Lech Kaczyński otworzył czwartkową sesję nowojorskiej giełdy NYSE. Po naciśnięciu guzika, który uruchomił specjalny giełdowy dzwon, oficjalnie ruszył handel na największym parkiecie świata. Już po uroczystości wyznał, że była to dla niego przygoda.
Lech Kaczyński, składający oficjalną wizytę za Oceanem, pomiędzy 8.30 a 9.40 lokalnego czasu gościł w budynku nowojorskiej giełdy. O godz. 9.30 (15.30 czasu warszawskiego) symbolicznie zainaugurował giełdową sesję.
To pierwsze tego typu wydarzenie z udziałem polskiego prezydenta. Uroczyste otwarcia i zamknięcia sesji to na nowojorskim parkiecie już tradycja. Codziennie w rozpoczynający i kończący handel dzwonek uruchamia inna osobistość ze świata polityki, biznesu czy showbiznesu. Na początku tego tygodnia sesję rozpoczęła amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton.
Ja miałem w ogóle pełne przygód życie, to też pewna przygoda, natomiast bardzo bezpieczna. Nie spodziewałem się, że tu będę, że wcisnę kiedyś ten dzwonek. Lech Kaczyński
"To bardzo ciężka praca"
Lech Kaczyński podkreślił, że nowojorska giełda jest znana z telewizji, ale - zauważył - na żywo wygląda inaczej.
Po wciśnięciu przycisku, który uruchamia dzwonek inaugurujący sesję giełdy, prezydent zszedł z podwyższenia i przechodząc obok stanowisk komputerowych już na samym parkiecie, przyglądał się pracy maklerów. - Praca jest bardzo ciężka, ci młodzi na ogół mężczyźni muszą stać 12 godzin dziennie przy tych miejscach, gdzie przeprowadza się transakcje - komentował później.
Giełda na Wall Street - jak zauważył prezydent - jest drugą pod względem obrotów na świecie. - To jest jedno z miejsc, które wyznacza sytuację gospodarczą świata - dodał.
Prezydent spotkał się też z dyrektorem wykonawczym NYSE Duncanem Niederauerem. Pytany przez polskich dziennikarzy o światowy kryzys, Niederauer powiedział, że jest głębszy, niż się wydawało, i że wychodzenie z niego potrwa długo.
Dobre dane o amerykańskim bezrobociu
Ręka Lecha Kaczyńskiego okazała się szczęśliwa: notowania rozpoczęły się o 11,5 punktu powyżej poziomu środowego zamknięcia i wskaźnik Dow Jones poszedł w górę. Po osiągnięciu 9803,65 pkt. rozpoczął odwrót, ale przez pierwsze pół godziny handlu było wyraźnie na plusie. Podobnie zachowywał się indeks największych spółek S&P 500.
Być może większe znaczenie niż ręka polskiego prezydenta miały korzystne dane amerykańskiego Departamentu Pracy: liczba osób ubiegających się po raz pierwszy o zasiłek dla bezrobotnych w ubiegłym tygodniu nieoczekiwanie spadła o 21 tys. Osób takich było 530 tys. Ekonomiści z Wall Street spodziewali się, że liczba ta będzie o 20 tys. wyższa. Przed tygodniem nowych bezrobotnych było 545 tys.
Liczba bezrobotnych kontynuujących pobieranie zasiłku spadła o 123 tys. i wyniosła 6,138 mln w tygodniu, który skończył się 12 września - podał Departament Pracy. Analitycy spodziewali się 6,183 mln osób.
Entuzjazm inwestorów na nowojorskim parkiecie nie trwał jednak zbyt długo: po niespełna półtorej godzinie notowań (czyli krótko przed 17 naszego czasu) indeks Dow Jones był już zdecydowanie pod kreską i w pewnej chwili spadł nawet do 9679 pkt.
Źródło: tvn24