Ile gazu musi zabraknąć, by Unia Europejska orzekła, że to kryzys? Obecnie przyjmuje się, że przerwa w dostawach musi dotyczyć 20 proc. wszystkich dostaw do wspólnoty. Jednak Komisja Europejska pracuje nad nową definicją kryzysu gazowego. Projekt w tej sprawie ma być przyjęty w połowie lipca.
Później projektem zajmą się: Rada Unii Europejskiej i Parlament Europejski. - Potrzebujemy nowej definicji kryzysu gazowego - przekonywał rzecznik unijnego komisarza ds. energii Ferran Tarradellas Espuny.
Rzecznik przypomniał, że obowiązująca obecnie dyrektywa z 2003 roku mówi, że zabezpieczenie dostaw gazu to sprawa krajów członkowskich, a Komisja może w razie kryzysu zwołać grupę koordynacyjną. Taka procedura jest uruchamiana, jeśli przerwa w dostawach obejmuje 20 proc. dostaw gazu do wspólnoty, choć Komisja ma prawo powołać grupę koordynacyjną, gdy uzna to za stosowne.
Tymczasem Polska postulowała, by działania antykryzysowe na poziomie UE były uruchamiane, jeśli kryzys gazowy dotyczyłby choćby jednego kraju. Teraz taką wersję definicji rozważa KE.
Kiedy kryzys?
Komisja proponuje wprowadzenie zasady N-1 przy określaniu sytuacji kryzysowej w dostawach gazu w danym kraju. Jak wyjaśnił Espuny, N-1 oznacza sytuację, w której do danego kraju nie docierają dostawy z głównego źródła zaopatrzenia w gaz. - Definicja głównego dostawcy jest dyskutowana - dodał.
Pytany, czy wystarczy, że jeden kraj byłby pozbawiony dostaw gazu z głównego źródła, aby ogłosić kryzys i działania koordynacyjne na poziomie UE, odparł, że "to jest kwestia, którą trzeba rozważyć, ale z pewnością bez względu na to, jaka będzie definicja N-1, należy się spodziewać, że w takiej sytuacji kryzys będzie brany pod uwagę".
Zaznaczył jednak, że zgodnie z propozycją KE kraje członkowskie będą musiały same wyjść z rozwiązaniami, które mają zamiar podjąć, w sytuacji przerwania dostaw. - To, co my spróbujemy zrobić, to sprawdzić, jak kraje członkowskie mogą pomóc sobie nawzajem, jeśli zdarzy się taka sytuacja - zapowiedział rzecznik.
Współpraca już się sprawdziła
Espuny przypomniał, że Komisja zwołała grupę koordynacyjną w styczniu, gdy dostawy z Rosji przez Ukrainę przestały docierać do krajów UE, choć braki nie wynosiły 20 proc. Podkreślał, że "grupa koordynacyjna nie może narzucić środków zaradczych, ale koordynować ich wdrożenie przez kraje członkowskie".
Jego zdaniem, taka współpraca odniosła sukces. Podał przykład m.in. Grecji, która dostarczyła gaz LNG Bułgarii; Niemiec, które otrzymały gaz z Holandii, a następnie przesłały go m.in. Węgrom przez Austrię. Dzięki temu pomoc uzyskały też zrzeszone w Energy Community Chorwacja i Serbia. - Wszyscy otrzymali gaz potrzebny do zaspokojenia potrzeb gospodarstw domowych, choć niektóre zakłady musiały wstrzymać produkcję - podkreślił rzecznik.
Pomysł nie nowy
Espuny poinformował, że pomysł zmiany dyrektywy z 2003 roku pojawił się już w 2006 roku, podczas pierwszego, strategicznego przeglądu energetycznego UE, a prace znacznie przyspieszyły od czasu drugiego przeglądu, w listopadzie 2008 oraz styczniowego kryzysu.
Rzecznik zastrzegł, że dopiero okaże się, jaką formę przybiorą rozwiązania legislacyjne proponowane przez Komisję. Nieoficjalnie mówi się w Brukseli, że zamiast dyrektywy rozwiązania te mogą być wdrożone w formie rozporządzenia Rady UE i Parlamentu UE, co przyspieszyłoby ich wdrażanie w krajach członkowskich.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24