Prawo do zasiłku dla bezrobotnych, wyższe emerytury, renty, zasiłki chorobowe i macierzyńskie mają przynieść zmiany w umowach zlecenia, których oskładkowanie zapowiada rząd. Obecnie na takich umowach pracuje ok. 1,4 mln Polaków. Premier Donald Tusk stwierdził, że zmiany będą "ostrożne".
Projekt ustawy przygotowało Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Jeśli nowe prawo wejdzie w życie, to oskładkowane, m.in, na świadczenia zdrowotne i emerytalne, zostaną wszystkie umowy zlecenie, a nie, jak to jest obecnie, tylko jedna - często najniższa. Obecnie pracownicy zatrudnieni na "zlecenie" nie muszą płacić składek od pozostałych umów. Po zmianach wszystkie umowy zlecenie będą oskładkowane do wysokości płaci minimalnej, która w tym roku wynosi 1680 złotych.
Dlaczego zmiany?
Rząd chce zmian, bo coraz więcej osób odprowadza symboliczne składki do ZUS. Efekt jest taki, że wprawdzie pracownik dostaje większą wypłatę, ale gdy będzie miał wypadek w pracy, to dostanie groszowe odszkodowanie, a gdy zostanie zwolniony, to nie ma prawa do zasiłku dla bezrobotnych. Natomiast jeśli będzie chciał skorzystać z urlopu rodzicielskiego, otrzyma minimalny zasiłek, bo świadczenie jest wyliczane od odprowadzonych składek.
- W przypadków umów, które są określane jako śmieciowe będziemy postępowali ostrożnie. Zaczniemy od tego co jest ewidentną patologią lub wyraźnym nadużywaniem niektórych przepisów. Chodzi tutaj przede wszystkim o zbiegi umów zleceń i o ich oskładkowanie w sposób niezbyt agresywny - mówił w poniedziałek premier Donald Tusk. Premier dodał, że jest wiele przypadków, w których niektóre osoby pracują na dwóch lub więcej umowach zlecenie, a składki odprowadzają od najmniejszej z nich. - Będziemy urealniali poziom tej składki ubezpieczeniowej. Będziemy starali się także oskładkować wynagrodzenia z tytułu zasiadania w radach nadzorczych. Istniało poczucie niesprawiedliwości, że solidne wynagrodzenie z tego tytułu nie było obciążone składką emerytalną - wyjaśnił Tusk.
Coraz więcej śmieciówek
Według Głównego Urzędu Statystycznego na umowach cywilnoprawnych pracuje już blisko 1,4 mln Polaków. Z każdym rokiem ta liczba rośnie. Z danych Państwowej Inspekcji Pracy wynika, że o ile w 2008 r. na umowach cywilnoprawnych zatrudnionych było 9 proc. pracujących, w 2013 r. już blisko 13 proc. - Umowy zlecenia zawierane zgodnie z prawem nie są niczym złym. Problem pojawia się, gdy zastępują umowy o pracę, a z tym mamy do czynienia - mówił szef resortu pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Minister tłumaczył, że nie można się godzić na nieuczciwe zaniżanie składek kosztem bezpieczeństwa pracowników.
- Opłacanie składek na ZUS co najmniej od wysokości pensji minimalnej sprawi, że zawieranie umów zleceń zamiast umów o pracę stanie się dla pracodawców mniej atrakcyjne finansowo - dodał minister Kosiniak-Kamysz.
Korzystne zmiany?
Firmy zatrudniając pracowników na umowach zleceniach, zamiast na umowach o pracę, zaniżają swoje koszty i stają się bardziej konkurencyjne. - Zmiany korzystnie wpłyną na konkurencyjność gospodarki. Skłonią pracodawców do konkurowania już nie tylko niskimi kosztami pracy, ale przede wszystkim jakością produktów i usług - mówi minister Kosiniak-Kamysz.
Autor: msz/klim/ / Źródło: TVN24 BiS