Czy piątkowy szczyt G7 i niedzielne spotkanie przywódców Eurolandu przyniosą receptę na światowy kryzys gospodarczy i odwrócą spadkowy trend na giełdach? Przekonamy się w nocy, gdy otworzą się azjatyckie rynki. Potem do gry wejdzie Europa, ale i tak wszyscy będą czekać na notowania w USA. Zdaniem pytanych przez portal tvn24.pl ekonomistów, przełomu oczekiwać jednak nie należy.
Wypracowane przez światowych przywódców rozwiązania próbę ognia przejdą już w poniedziałek. Okaże się wówczas, czy - jak w piątek, kiedy zatrzymane zostały spadki w Stanach Zjednoczonych - giełdy szukają już twardego dna.
"Ameryka jeszcze nie wychodzi na prostą"
Amerykańskie kontrakty terminowe nie wyglądają źle, zwłaszcza w porównaniu z europejskimi. Kontrakty na indeks Dow Jones spadają o 2,65 proc., na Nasdaq są na niewielkim plusie 0,83 proc. Z kolei w Europie notowania kontraktów w niedziele po 20.00 czasu polskiego na FTSE 100 są o 9,24 proc. na minusie, a na DAX 30 jest to minus 7,72 proc.
Zdaniem polskich ekonomistów to chwilowa zmienność. - Odrobina optymizmu USA i pesymizm w Europie jeszcze o niczym nie świadczą. Za dzień-dwa może być odwrotnie – mówi nam wiceprezes Deloitte Rafał Antczak. Także według głównego ekonomisty banku BPH Ryszarda Petru stosunkowo niewielkie spadki na nowojorskiej giełdzie w piątek nie oznaczają wcale, że Ameryka wychodzi na prostą. – Bałbym się wyciągać takie wnioski. Po prostu w Europie giełdy zamykają się wcześniej, a amerykański rynek najwyraźniej uznał, że w weekend jest szansa na poprawę – stwierdził.
Odrobina optymizmu USA i pesymizm w Europie jeszcze o niczym nie świadczą. Za dzień-dwa może być odwrotnie Rafał Antczak
G7 bez konkretów
Nadzieję budziło piątkowe spotkanie grupy G7. Jednak po 3,5-godzinnych rozmowach światowi liderzy przekazali jedynie lakoniczny komunikat. - Zgodziliśmy się, że obecna sytuacja wymaga niezwłocznych i nadzwyczajnych działań i przyjęliśmy pięciopunktowy plan postępowania, który wyznacza ramy dla indywidualnych oraz wspólnych działań – ogłosił amerykański sekretarz skarbu Henry Paulson.
Przywódcy siedmiu gospodarczych potęg uzgodnili, że z kryzysem będą walczyć wspólnie i „wykorzystają wszelkie dostępne środki aby nie dopuścić do bankructwa banków, odmrozić kredyty i pobudzić rynek kredytów hipotecznych”. Nad skoordynowaniem wejścia w życie tego planu debatują w Europie w niedzielę głowy państw strefy euro. – Chcę, by Europa przemówiła jednym głosem z resztą świata, bo to globalny kryzys – deklarował przed jego rozpoczęciem prezydent Francji Nicolas Sarkozy.
Najpierw USA muszą przezwyciężyć kryzys
Zdaniem ekonomistów, deklaracje te nie wystarczą, by powstrzymać spadki na światowych giełdach. - Bez konkretnych działań indeksy znów mogą zanurkować, a im bliżej końca weekendu, tym gorzej z konkretami. Mam wrażenie, że światowi przywódcy wciąż nie doceniają skali ryzyka – ostrzega Petru.
Także według Antczaka po szczycie G7 i spotkaniu liderów Eurolandu nagłego przełamania spadkowego trendu spodziewać się nie należy. – Psychologia, budowanie wiarygodności jest ważne, ale kryzysu nie zakończy. Problem musi się rozwiązać tam, gdzie się zaczął, czyli w USA. Nie należy się tego spodziewać przed wyborami prezydenckimi. Póki nowa administracja nie zacznie sprzątać i Amerykanie nie odbudują zaufania do rynków, deklaracje niewiele pomogą – ocenił.
W ciągu ostatnich ośmiu morderczych sesji Dow Jones Industrial Average spadł o 2.400 punktów, czyli 22 proc. W piątek indeks był juz na poziomie 7.773,71 pkt., niecałe 10 procent powyżej dna z jesieni 2002 roku. Ta bariera to bardzo silne wsparcie.
W środę nad planem ratunkowym dla finansów mają dyskutować wszyscy przywódcy Unii Europejskiej.
Źródło: tvn24.pl, PAP, nSport