Ma polskie korzenie, wychowała się na Brooklynie, była kujonką, na męża wybrała noblistę. Służbowo "konkretna i rygorystyczna", prywatnie "nieśmiała i ekstremalnie zabawna". Zwana maleńką damą o wielkim IQ, dziś jest najpotężniejszą kobietą na świecie. Oto Janet Yellen, nowa szefowa Fed.
Po raz pierwszy w ponad 100-letniej historii amerykańskiej Rezerwy Federalnej na jej czele stanęła kobieta. W poniedziałek Janet Yellen została zaprzysiężona na szefową Fed i oficjalnie przejęła stery w centralnym banku Stanów Zjednoczonych, najważniejszej instytucji finansowej świata.
Przeciętny Amerykanin na emeryturę przechodzi w wieku 61 lat. Yellen ma 67 lat i staje się najpotężniejszą kobietą na ziemi, która przez najbliższe cztery lata decydować będzie o kierunkach polityki monetarnej USA.
Polskie korzenie królowej finansów
A wszystko zaczęło się w... Polsce. W Suwałkach urodził się Elias Charles Blumenthal, dziadek Yellen od strony matki, który przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych.
Sama Janet przyszła na świat w 1946 roku w żydowskiej rodzinie w Nowym Jorku. Jej ojciec Juliusz był lekarzem, który swój gabinet miał w piwnicy domu na Brooklynie. Matka Anna, z zawodu nauczycielka, która - jak opowiada Yellen - zarządzała domowym budżetem, ostatecznie poświęciła się wychowaniu dzieci, a wolnych chwilach tłumaczyła książki na język Braille’a.
- Pamiętam, że jej mama rozmawiała z nami o książkach. W związku z tym, że mieszkaliśmy w mieście, zamiast chodzić do lasu, czytaliśmy. To była bardzo kulturalna rodzina - wspomina w rozmowie z agencją Reutera Rich Rubin, przyjaciel Yellen z dzieciństwa, dziś emerytowany profesor medycyny.
Kujonka Janet
W latach 50. i 60. w Stanach Zjednoczonych wiele z prestiżowych szkół było nadal zamkniętych dla dziewcząt, Yellen poszła więc do pobliskiej szkoły publicznej Fort Hamilton. Bynajmniej nie stanowiło to przeszkody w jej edukacji.
Należała do kółka dyskusyjnego, klubu psychologicznego i historycznego, została też redaktor naczelną gazetki szkolnej. Chyba nikogo nie zaskoczy, że Yellen "była kujonką, która nie podnosiła głowy znad książek".
- Nazywaliśmy ją ukrytym intelektem. Zwracała uwagę tylko wtedy, gdy porównywaliśmy oceny. Zawsze miała najlepsze - wspomina Charles Saydah, jej kolega ze szkoły. I dodaje: - Nie powiedziałbym, że na pewno zostanie szefową Fed. Ale nie jest to zaskakujące.
Amerykanka ukończyła szkołę z najwyższymi notami w swoim roczniku. Zgodnie z tradycją, gazetka szkolna przeprowadzała wywiad z najlepszym uczniem. Yellen jako jej szefowa przeprowadziła więc wywiad z samą sobą.
"Pokochała ekonomię od pierwszej minuty"
Studiowała na należącym do Ivy League Uniwersytecie Browna. To właśnie tam, już na pierwszych zajęciach, zapałała miłością do ekonomii.
- Pokochała ekonomię od pierwszej minuty, gdy zaczęła się jej uczyć. Cały czas opowiadała mi o różnych zagadnieniach ekonomicznych. Było wiadomo, że odkryła swoją pasję - opowiada Susan Grosart, szkolna koleżanka Yellen.
Studia z dyplomem z ekonomii skończyła w wieku 21 lat. - Była wybitną studentką, lepszą niż ktokolwiek inny - opisuje młodą Yellen Judith Twiggar Reinhardt, jej koleżanka z roku.
Po nauce w Brown, Amerykanka kontynuowała studia na Uniwersytecie Yale. Promotorem jej pracy - zatytułowanej "Zatrudnienie, produkcja i akumulacja kapitału w gospodarce otwartej" - był James Tobin, przyszły laureat Nobla. W 1971 roku doktorat z ekonomii obroniło ponad 20 osób, 25-letnia Yellen była jedyną kobietą.
Pierwszą pracę znalazła na Harvardzie, gdzie wykładała oczywiście ekonomię. Po sześciu latach, w 1976 roku, odeszła jednak z uczelni i rozpoczęła karierę w Fed, gdzie dołączyła do zespołu ekonomistów.
Ekonomiczna rodzina
Yellen dzięki pracy w amerykańskim banku centralnym, zdobyła nie tylko doświadczenie, ale również męża, George’a Akerlofa, późniejszego zdobywcę Nagrody Nobla (w dziedzinie ekonomii w 2001 roku).
Para w 1997 roku poznała się w kawiarni w gmachu Fed i w kolejnym roku wzięła ślub. Rok później zakochani ekonomiści odeszli z Fed-u i przenieśli się do Anglii, gdzie rozpoczęli wykładać w London School of Economics. Tam też nie zagrzali jednak zbyt dużo czasu ("obydwoje mieliśmy problem z tożsamością: byliśmy Amerykanami, nie Anglikami" - tłumaczyli później. W 1980 roku wrócili do USA, gdzie dostali posady na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley.
Rok później na świat przyszedł ich jedyny syn Robert (jak nie trudno było przewidzieć, obecnie wykłada ekonomię na brytyjskim University of Warwick; to, że jak rodzice poświęci się ekonomii, zadeklarował już jako 13-latek).
Ich znajomi mówią, że wzajemnie się uzupełniają: ("intuicyjny pan Akerlof wpada ma szalone pomysły, rygorystyczna pani Yellen używa wobec nich ostrożnych i logicznych argumentów") i tworzą partnerski związek (gdy kariera Yellen zaczęła rozwijać się i coraz mniej spędzała czasu z małym jeszcze synem, jej mąż wziął urlop profesorski, by "wypełniać domowe obowiązki").
Prezydent dzwoni do Yellen
Amerykanka prowadziła badania na różnorodne tematy, takie jak: gangi młodzieżowe, samotne matki, optymalna polityka pieniężna czy sztywność płac, cen i handlu, a badając przyczyny, mechanizmy i konsekwencją bezrobocia, stała się prawdziwą ekspertką w tym temacie.
Przełom w karierze Yellen nastąpił po telefonie z Białego Domu w 1994 roku. Ówczesny prezydent Bill Clinton zaproponował jej członkostwo w Radzie Gubernatorów Fed. Wtedy 48-letnia wykładowczyni zawiesiła pracę na uczelni (wróciła na nią w 1999 roku, by potem znów odejść po sześciu latach) i postawiła na dalszy rozwój w Fed.
W kolejnych latach awansowała na szefa Rady Doradców Gospodarczych prezydenta (1997-1999), a następnie prezesa Banku Rezerwy Federalnej w San Francisco (2004-2010). - Była wobec nas wymagająca, ale nigdy nie mówiła "zrobisz tak, bo ja tak każę". Nigdy nie żądała od nas więcej niż od siebie samej - opowiada Mary Daly, jej współpracowniczka z Fed San Francisco.
W czasie szefowania Fedem w San Francisco została nazwana "jasnowidzem". W 2007 roku przewidziała krach na amerykańskim rynku nieruchomości, który w 2008 roku zapoczątkował wielki kryzys finansowy.
Dowodem na to są protokoły z posiedzenia Rezerwy Federalnej, podczas której mówiła: - Wciąż czuję obecność ważącego 600 funtów goryla w pokoju, a tym gorylem jest sektor nieruchomości. Ryzyko dalszego znacznego pogorszenia sytuacji na rynku nieruchomości, ze spadającą wartością domów i rosnącymi zaległościami hipotecznymi, powoduje mój niepokój.
Ekonomiczny wzór feministek
Yellen jako potencjalna nowa przewodnicząca Fed po raz pierwszy została wymieniona w 2009 roku. Wtedy jednak prezydent Barack Obama zdecydował się na drugą kadencję dotychczasowego szefa banku centralnego Bena Bernankego.
Ale i tak ciężka praca Yellen została doceniona. W 2010 roku mianowano ją wiceszefową Fed, razem z Bernankem współtworzyła politykę tzw. luzowania ilościowego polegającej m.in. na zasilaniu gospodarki tanim pieniądzem poprzez skupowanie długoterminowych obligacji. Została jego prawą ręką i czekała na swoją kolej.
Ta nadeszła w ubiegłym roku, gdy wiadomo już było, że aktualny prezes Fed odejdzie. Latem największa organizacja feministyczna - Narodowa Organizacja Kobiet zaczęła wzywać do przekazanie Yellen władzy w Fed i rozpoczęła zbierania podpisów pod wnioskiem w tej sprawie. Pod petycją, która stała się internetowym viralem, podpisało się ok. 130 tys. osób, w tym 500 ekonomistów i 125 kobiet władzy.
Co prawda aktywiści społeczni nie mają zwyczaju mieszać się w nominacje w finansowych instytucjach takich jak Fed, jednak tym razem dla wielu kobiet Yellen była kandydatką idealną - symbolem walki ciężko pracujących kobiet, które powoli wspinają się po drabinie sukcesu. Brakowało tylko ostatniego szczebla.
Decyzja zapadła
Mało jednak brakowało, a Yellen znów zostałaby pominięta. Pierwszym kandydatem Obamy na nowego szefa Fed był Lawrence Summers, autor rządowego planu walki z recesją (co ciekawe, był także studentem Yellen z Harvardu).
Tyle, że poza prezydenckim poparciem miał też wrogów, m.in. przez swoją wypowiedź, w której stwierdził, że mała liczba kobiet w matematyce i nauce może wynikać z powodu "wrodzonych" różnic pomiędzy płciami. Kandydatura Summersa ostatecznie przepadła.
W końcu w październiku prezydent nominował Yellen na przewodniczącą banku centralnego, mówiąc: - Amerykańscy pracownicy i ich rodziny będą mieć w Janet Yellen swojego mistrza.
Yellen zapewniła zaś, że będzie wypełniać swe obowiązki "by promować zatrudnienie, stabilne ceny i silny i stabilny system finansowy". - Mandat Fed polega na służbie wszystkim Amerykanom. Zbyt wielu nie może znaleźć pracy i martwi się, czy będzie w stanie zapłacić rachunki i utrzymać rodzinę. Fed może pomóc, jeśli wykonuje swą pracę skuteczne - mówiła.
W styczniu kandydaturę Yellen zatwierdził Aenat. W miniony poniedziałek została zaprzysiężona i oficjalnie przejęła władzę w Fed.
Nieśmiała gołębica
Głównym zadaniem Yellen - nazywanej dziś "małą kobietą od wielkich pieniędzy" albo "maleńką damą o wielkim IQ" (przydomki pochodzą od jej wzrostu - mierzy zaledwie 160 cm) - będzie dalsze pobudzanie gospodarki Stanów Zjednoczonych. Zapewne będzie robić to w swoim "gołębim" stylu, woląc dać ludziom pracę, prowadząc łagodną politykę pieniężną i tolerując umiarkowane ryzyko inflacji.
- To najbardziej wykwalifikowana osoba do tej pracy. Fakt, że jest kobietą to tylko dodatkowy plus - przekonuje prof. Andrew Rose, jej znajomy z uniwersytetu w Berkeley.
A jaka prywatnie jest dziś najpotężniejsza kobieta świata? - To nieśmiała osobą, która potrafi być też ekstremalnie zabawna. Lubi kieliszek wina i niesamowicie dobrze gotuje - jej specjalnością są kotlety jagnięce - odpowiada Rose.
Autor: Natalia Szewczak/kwoj / Źródło: tvn24.pl