Za sprzedaż przedsiębiorstwom opcji walutowych dilerzy otrzymywali gigantyczne premie od banków. Metoda była prosta - nęcili klientów bajecznymi zyskami, a "zapominali" wspomnieć o jednoczesnym ryzyku takiej operacji - zdradza w rozmowie z "Dziennikiem" były pracownik Raiffeisen Banku.
Kilkanaście miesięcy temu, kiedy złoty umacniał się, banki oferowały opcje walutowe tym przedsiębiorcom, którzy sprzedawali swoje usługi bądź towary za waluty obce. Mieli oni się w ten sposób zabezpieczyć się przed ryzykiem kursowym.
- Z jednej strony były młode wilczki z banku, a z drugiej klienci, niekoniecznie świadomi - przyznaje były diler. Przedsiębiorcy otrzymywali więc niepełną informację. W dodatku - bankowcy nierzadko zapewniali, że złotówka nadal będzie się umacniać. W ten sposób zachęceni inwestorzy podpisywali umowy na opcje, tym bardziej, że początkowo na tym zarabiali.
Byłą ogromna presja, żeby robić wyniki. Jeśli ktoś nie miał wyników, słyszał od przełożonych: "ale jesteś słaby", "w innych miastach robią więcej". Były diler Raiffeisen Banku
Z drugiej strony banki wywierały presję na swoich pracowników, by zawierano jak najwięcej umów. - Były pretensje, że robimy za mało transakcji spekulacyjnych - wspomina rozmówca "Dziennika". W nagrodę bankowców czekały sowite premie - sięgające nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych na kwartał.
Bankowcy wykorzystywali naiwność przedsiębiorców
Opcje stały się popularne w 2006 r. kiedy kurs euro zaczął spadać. - Firmy kasowały zyski na transakcjach i wchodziły w kolejne opcje - opowiada były diler.
Nawet wtedy, gdy euro zaczęło drożeć, przedsiębiorcy nie wycofywali się, tylko czekali na "odbicie" kursu. A ich straty rosły. - Ale jeśli ktoś ma eksport na 100 tys. euro miesięcznie, a zabezpieczał sobie kurs np. na 200 tys. euro, to już robi się niebezpiecznie - mówi były diler.
Dlaczego zatem banki nie ostrzegały klientów przed grożącym niebezpieczeństwem? - To nie jest kwestia banku, ale moralności sprzedawcy - tłumaczy były diler. I dodaje, że gdy sprzedawca dostrzegł, że przedsiębiorca nie zna się na opcjach, to zwykle to umiejętnie wykorzystywał, bo ze strony szefostwa banku była presja na wyniki.
Kto zawinił?
Na pytanie - kto ponosi winę za aferę z opcjami, klienci czy banki - były diler dzieli odpowiedzialność po połowie. - Czasami diler czegoś nie dopowiedział, czasami klient nie zapytał - mówi. Dopóki złotówka była silna, przedsiębiorcy czerpali z opcji spore zyski.
Gdy złoty rzeczywiście się osłabił, banki skorzystały z możliwości kupna waluty w ramach opcji, co w wielu przypadkach postawiło firmy w trudnej sytuacji. Ostatecznie w wyniku tych umów wiele firm poniosło poważne straty.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: Agencja Piękna